Ogloszenia Katalog Polspec Poradnik Zapytaj eksperta Logo: Infolinia.org mapa galeria galeria czat Forum randka

Portale Infolinii

Skradziony obraz wrócił do Polski

2011-08-23 10:05

Zaginione od 67 lat dzieło „Żydówka z pomarańczami” Aleksandra Gierymskiego zostało sprowadzone do Polski, stając się ponownie częścią ekspozycji Muzeum Narodowego w Warszawie. Odzyskany obraz powstał w latach 1880 - 1881 i jest jedną z kilku prac Gierymskiego ukazujących życie Żydów w biednych dzielnicach Warszawy. „Żydówka z pomarańczami” zaginęła z muzeum w 1944 roku i tym samym znalazła się wśród ogromnej liczby dóbr kultury skradzionych przez wojska niemieckie i sowieckie w czasie ich okupacji na terenie Polski. O dziele usłyszano ponownie w listopadzie ubiegłego roku, gdy został zaoferowany do sprzedaży w małym domu aukcyjnym koło Hamburga. Minister kultury Bogdan Zdrojewski przyznał, że negocjacje z niemieckimi prawnikami, dotyczące odzyskania obrazu, nie należały do najłatwiejszych i trwały wiele miesięcy.       http://polishexpress.polacy.co.uk

Andrzej Lepper nie żyje

2011-08-06 19:26

Andrzej Lepper, założyciel i przewodniczący Samoobrony, były wicepremier, były wicemarszałek Sejmu, czterokrotny kandydat na urząd prezydenta RP nie żyje - informuje Polsat News. Według policji mógł on popełnić samobójstwo. Miał 57 lat. Informację o śmierci lidera Samoobrony potwierdził "Faktom" TVN bliski współpracownik byłego wicepremiera Janusz Maksymiuk.Andrzej Lepper urodził się w czerwcu 1954 r. Był absolwentem Technikum Rolniczego, w młodości zawodowo uprawiał boks; pracował w Stacji Hodowli Roślin w Górzynie, a także w PGR w Rzechcinie oraz Państwowym Ośrodku Hodowli Zarodowej w Kusicach.Był żonaty, osierocił syna i dwie córki. http://elondyn.co.uk

Andrzej Lepper
Dziś pierwsze ustalenia prokuratury ws. śmierci Andrzeja Leppera

2011-08-06 12:00

Około godz. 12 poznamy pierwsze ustalenia policji i prokuratury w sprawie śmierci Andrzeja Leppera. Nad ranem śledczy wyszli z siedziby Samoobrony w Warszawie. Wczoraj po południu znaleziono tam ciało lidera tej partii.

Rajd do Loch Ness

2011-07-28 09:36

Duże fiaty, maluchy, żuki, nysy, wartburgi - w sumie około 120 aut produkowanych w dawnym bloku wschodnim - wyruszyło w sobotę z Katowic nad słynne szkockie jezioro Loch Ness.   To już piąta edycja rajdu Złombol, którego uczestnicy zbierają pieniądze dla domów dziecka. "Akcją podsumowujemy zwykle w grudniu. Są nam wtedy przekazywane listy, które dzieci piszą do św. Mikołaja i to właśnie z nich wiemy, jakie mają marzenia i staramy się je realizować. Staramy się, by dzieciństwo nie kojarzyło im się tylko z domem dziecka" - powiedziała PAP jedna z organizatorek Martyna Kinderman.  W sobotę na linii startu zameldowały się ikony polskiej motoryzacji - fiaty 126 i 125 p, a także wypełnione pasażerami nysy i żuki. Były też NRD-owskie wartburgi i trabanty, radzieckie łady i jugosłowiańska zastava. Choć do udziału w tegorocznym rajdzie zgłosiło się 137 załóg, nie wszystkie dotarły na start.  Aby zostać dopuszczonym do udziału w rajdzie, załoga musi uzbierać minimum tysiąc złotych. Pieniądze pochodzą od firm i osób prywatnych, których naklejki widnieją na samochodach. Całość uzbieranych środków trafia do dzieci - koszty wyjazdu i przygotowania auta uczestnicy pokrywają sami.  W tym roku organizatorom udało się już zebrać ponad 188 tys. zł, a to nie wszystko, bo - jak mówi Kinderman - konto akcji zasilą jeszcze wpływy z przekazywanego organizacjom pożytku publicznego 1 proc. podatku. Podczas ubiegłorocznej edycji udało się zgromadzić 171 tys. zł.  Rajd wymyślili miłośnicy "komunistycznych" aut: Marcin Tetzlaff, Martyna Kinderman i Jan Badura, którzy zdecydowali się pojechać starymi autami do Monako. Pomyśleli, że przy okazji można pomóc dzieciom.  W pierwszej edycji, w 2007 roku, uczestniczyły tylko dwa samochody. W kolejnych - 13 i 21. W ubiegłym roku pojazdów było już 121. Nie wszystkie wytrzymały trudy podróży - do celu dojechało 109 załóg, jedna odpadła tuż za linią startu.  Po dwóch wyjazdach do Monako, uczestnicy rajdu odwiedzili daleką północ Europy i Azję. Teraz rajd pojedzie nad jezioro Loch Ness, znane z opowieści o ukrywającym się w jego głębinach potworze. Po podróży m.in. przez Niemcy i Francję samochody przeprawią się promom przez kalał La Manche, przejadą przez Londyn i po czterech dniach od startu dojadą do Szkocji. http://elondyn.co.uk

Premier Donald Tusk i prezydent Bronisław Komorowski
1 lipca uroczyste rozpoczęcie polskiej prezydencji w UE

2011-06-29 11:09

1 lipca - w dniu rozpoczęcia polskiego przewodnictwa w Radzie UE - odbędzie się uroczyste zgromadzenie posłów i senatorów. Zaplanowany jest udział m.in. prezydenta Bronisława Komorowskiego, premiera Donalda Tuska i członków rządu.

Z Łodzi do Luton

2011-06-29 11:07

Od 13 września z łódzkiego lotniska będzie można polecieć samolotami linii Wizz Air do Londynu Luton.   Połączenie jest już dostępne na stronach przewoźnika – poinformowała we wtorek PAP rzeczniczka Portu Lotniczego Łódź Katarzyna Dobrowolska. Loty realizowane będą trzy razy w tygodniu: we wtorki, czwartki i soboty. Wylot z Londynu Luton zaplanowano o godz.15.15, a z Łodzi do Londynu o godz. 18.45. Po zmianie rozkładu lotów na zimowy od 1 listopada wylot do Łodzi z Londynu Luton nastąpi o godz.15.00, a z Łodzi samoloty odlatywać będą o godz. 19.00. Trasa z Łodzi do Londynu Luton jest drugim - po Dortmundzie - kierunkiem oferowanym przez linię Wizz Air z Portu Lotniczego Łódź. Władze lotniska zapewniają, że trwają dalsze rozmowy z tym przewoźnikiem w sprawie rozwoju siatki połączeń z łódzkiego lotniska.         http://elondyn.co.uk

Polish National Trust

2011-06-26 15:55

W ambasadzie RP zainaugurowano działalność nowej inicjatywy wspierania polskiego dziedzictwa kulturowego w Polsce i innych krajach - Polish National Trust (PNT) Ltd.   PNT (Polski Narodowy Fundusz Powierniczy) to elastyczny finansowy instrument wspierania szeroko rozumianego polskiego dziedzictwa kulturowego poprzez odpisy podatkowe w Wielkiej Brytanii" - powiedział historyk Adam Zamoyski.  Ofiarodawca (osoba indywidualna, lub firma) może sam wskazać dyrekcji PNT cel, na który chciałby przeznaczyć darowiznę, bądź też dać mu swobodę decydowania. Zarząd administruje pieniędzmi i przyznaje je na wybrane cele.  "Niedawno brytyjski kolekcjoner renesansowego włoskiego fajansu chciał sfinansować katalog na wystawę majoliki w Polsce. Okazało się, że w Anglii nie otrzyma z tego powodu ulgi podatkowej, a w Polsce nie ma jak tych pieniędzy przyjąć" - podał przykład Zamoyski.  Założycielami PNT są młodzi ludzie, na ogół Polacy urodzeni w Anglii, o których Zamoyski powiedział, że "pracowali w prawdziwym świecie finansów, bankowości, rachunkowości i prawa".  Trust, będący w Wielkiej Brytanii podstawowym instrumentem prawno-finansowym nie ma własnej polityki kulturalnej i nie realizuje własnych projektów. Jego rola polega na ułatwianiu finansowania takich projektów darczyńcom.  Jako przykłady Zamoyski wskazał m. in. na możliwość wyremontowania zabytkowego wiejskiego kościoła w Polsce, ufundowanie projektu bibliotecznego, muzealnego, lub konserwatorskiego, uporządkowanie grobów zasłużonych Polaków zagranicą, bądź ufundowanie pamiątkowej tablicy ku czci polskich lotników w Wielkiej Brytanii.  Innym celem Trustu jest oświata kulturalna i mobilizowanie opinii w Wielkiej Brytanii i Polsce do realizacji projektów ochrony polskiego dziedzictwa kulturowego.  Założycielami PNT i jej dyrektorami są: David Jordan analityk i konsultant z firmy brokerskiej Clarksons, Marie Kato specjalistka od PR z Politycznej Sekcji ambasady RP w Londynie oraz Gabriel Olearnik z firmy prawniczej Salans, który założył i kierował ośrodkiem darmowych porad prawnych dla polskich imigrantów.  Dyrekcja ma grupę doradczą złożoną z prof. Andrzeja Ciechanowieckiego, który w Londynie prowadził dwie galerie sztuki i pomógł wyposażyć Zamek Królewski w Warszawie, historyków Normana Daviesa i Adama Zamoyskiego, dyrektora Muzeum Miejskiego Londynu Jacka Lohmana, dyrektora Instytutu Sikorskiego Andrzeja Suchcitza oraz hrabiny Katarzyny Raczyńskiej.  Jeszcze przed oficjalną inauguracją PNT zaangażował się w realizację dwóch projektów we współpracy z Muzeum Czartoryskich w Krakowie i Muzeum Narodowym w Warszawie. Z tymi instytucjami związanych jest dwóch członków grupy doradczej: Jack Lohman jest przewodniczącym Rady Powierniczej Muzeum Narodowego, zaś Adam Zamoyski prezesem zarządu Fundacji Książąt Czartoryskich. http://elondyn.co.uk

Brytyjski ambasador opuszcza Polskę

2011-06-20 08:07

Po czterech latach spędzonych na placówce w Warszawie, ambasador W. Brytanii Ric Todd w poniedziałek opuszcza Polskę.   W rozmowie z PAP przyznaje, że Polacy są m.in. otwarci, ambitni i dynamiczni. Jego zdaniem Polska ma duży potencjał i jest tolerancyjna. Dyplomata powiedział PAP, że zachowa "bardzo dobre wspomnienia z Polski", zwłaszcza podróże po kraju, nad morze, w Tatry. "Szczególnie polubiłem Mazury i Kaszuby" - zaznaczył. Podkreślił, że "najlepszym aspektem jego pracy jest możliwość spotykania się z różnymi ludźmi - z politykami, ale też z urzędnikami, biznesmenami, samorządowcami, przedstawicielami trzeciego sektora i ze zwykłymi ludźmi. To była dla mnie duża przyjemność".  Ambasador Todd - jak przyznaje - nie polubił w Polsce dwóch rzeczy: tego, że Polacy nie sprzątają po swoich pupilach oraz że istnieje "mała grupa ludzi, często bogatych albo z dużą pozycją, którzy myślą, że stoją ponad prawem". Według dyplomaty, ten drugi aspekt można zauważyć nie tylko w Polsce, lecz także w wielu innych b. krajach socjalistycznych. "Na przykład na ulicach, w sposobie jeżdżenia i parkowania. Bierze się to jeszcze z czasów socjalistycznych: jestem ważnym człowiekiem, to znaczy, że nie muszę przestrzegać prawa" - ocenił.  Zdaniem Todda, "Polacy są otwarci, interesują się światem, chcą coś robić, są ambitni i dynamiczni". "Kiedy znajdują się w sytuacji, którą niekoniecznie akceptują, próbują zmienić swoje położenie. To właśnie ten dynamiczny aspekt ich zachowania jest, według mnie, bardzo ważny i atrakcyjny" - podkreślił. Zastrzegł jednak, że "czasami Polacy przeszacowują swoje możliwości".  "Panuje opinia, że Polacy narzekają - ja nie mam takiego wrażenia" - zauważył. Dodał, że Polacy mieszkający w W. Brytanii mają specyficzną cechę: "są gotowi na to, że muszą coś robić: pracować, studiować, budować nowe życie, integrować się". Podkreślił znaczenie "pozytywnych aspektów kontaktów osobistych między Brytyjczykami i Polakami". "Polacy, którzy mieszkali za granicą, wiedzą, jak wyglądają rządy w innych krajach i kiedy wracają do domu, oczekują więcej od swoich władz, że będą np. bardziej skuteczne, że skróci się oczekiwanie w urzędach, że praca administracji i samorządów może być lepsza" - zauważył. Pytany o rolę i potencjał Polski w UE i w regionie ambasador ocenił: "Polska rozwija swoją pozycję w świecie i w Europie i zdecydowanie jest jednym z sześciu największych państw w UE. Wciąż jednak rozwija się pod względem gospodarczym; nie dobiła jeszcze do reszty zachodniej Europy". "Istotne jest jednak - zaznaczył - że jeśli Polska chce przejąć przewodnią rolę w UE, jeśli chce, by traktowano ją w Unii poważnie i z szacunkiem", to polscy politycy "muszą wziąć na siebie obowiązki i odpowiedzialność". "Na pewno, czego nie wolno wam robić, to mówić: +Musicie nas szanować i dużo dać+. Jeśli kraj aspiruje do przewodzenia UE, musi być gotowy na wnoszenie swojego wkładu, a nie tylko na mówienie: +Dlatego że jesteśmy ważnym krajem (w regionie), musimy dostawać pewne rzeczy+" - podkreślił ambasador. W opinii dyplomaty "Polska chce pokazać, że potrafi być liderem, potrafi być pomocna, zwłaszcza w Europie Wschodniej". "Jednocześnie jednak - zastrzegł Todd - jeśli Polska chce, aby jej europejscy partnerzy zainteresowali się Wschodem, musi szanować i pokazywać zainteresowanie problemami swych sąsiadów na Południu". "Dlatego - jak tłumaczył - bardzo ważnym słowem w tym kontekście jest słowo +solidarność+". - Solidarność oznacza: interesujesz się problemami swoich sąsiadów i oczekujesz, że twoi sąsiedzi zainteresują się twoimi. Solidarność oznacza, że pomagamy sobie nawzajem". Zdaniem ambasadora, wciąż "otwarte pozostaje pytanie, czy Polska (...) zamierza wykazywać większe zainteresowanie światem poza Europą". "Kiedy rozmawiam z polskimi ministrami, definiują oni polskie interesy w kontekście znaczenia stosunków z UE, USA i w ramach Wschodniego Partnerstwa. To jest oczywiście całkowicie racjonalne, lecz jeśli Polska chce rozszerzać swoje interesy w świecie i pomóc w tym, aby UE stała się bardziej dynamiczna, otwarta i aby dalej się rozszerzała, to sama będzie musiała być bardziej otwarta w kwestiach handlu, bardziej otwarta na ludzi" - argumentował brytyjski dyplomata. Spytany o ocenę stanu tolerancji w Polsce w kontekście jego poparcia dla niedawnej Parady Równości w Warszawie, ambasador podkreślił, że jego zdaniem "Polska jest krajem tolerancyjnym". "Widać to z perspektywy historii, kiedy Polacy byli wolni, w międzywojniu, czy przed rozbiorami, Polska była tolerancyjna. W czasach komunizmu sam system był bardzo mało tolerancyjny i to miało swoje rezultaty. Ale obecnie, gdy Polacy mają niepodległy kraj, wydaje mi się, że panuje tu tolerancja" - ocenił. "Parada Równości, będąca interesującym zjawiskiem tak w Polsce, jak i w innych krajach, i wspierana przeze mnie cztery razy z rzędu, nie jest przeciwko nikomu ani niczemu, ale za społeczeństwem, które jest tolerancyjne i przestrzega prawa, równości i różnorodności" - podkreślił. Ambasador mówił też o tym, co udało mu się zrealizować podczas misji w Polsce. "Kiedy przybyłem do Warszawy, chciałem zmienić sposób, w jaki brytyjski rząd i wielu Brytyjczyków postrzega Polskę". "W Wielkiej Brytanii było poczucie, że Polska jest skomplikowanym krajem, że duże znaczenie w zrozumieniu tego kraju ma m.in. znajomość jego historii. Ja uważałem takie myślenie za nonsensowne. Mówiłem moim kolegom, że co prawda Polacy mają trudny język i nazwiska nie do wymówienia, ale nie ma w nich niczego szczególnie skomplikowanego czy trudnego. To są Europejczycy" - opowiadał Todd. W jego opinii "przez te ostatnie cztery lata osiągnęliśmy lepszy pod względem jakości dialog na szczeblu rządowym zarówno w kwestiach, w których się zgadzamy jak jednolity rynek czy rozszerzenie UE, jak i w kwestiach, co do których nasze zdania są różne - jak unijny budżet". Zastrzegł jednak, że "nigdy nie udało mu się przekonać, aby w Warszawie postawiono pomnik Winstonowi Churchillowi". "Są w Polsce ulice Roosevelta, jest pomnik de Gaulle'a, ale Churchilla nie ma (...). Nadal panuje powszechna opinia, że Wielka Brytania podczas II wojny światowej zdradziła Polskę. To błędne przekonanie nie ma poparcia w faktach, lecz cztery lata to być może za mało, żeby to zmienić" - przyznał z żalem. Ambasadorowi będzie brakować... "polskich sporów". "W Polsce ludzie uwielbiają dyskutować. Polacy spierają się ze sobą przy stole w kuchni, w pracy, w parlamencie. Te kłótnie zawsze prowadzone są przy użyciu dość barwnego języka. Nie chciałbym być ambasadorem w kraju, gdzie nie mógłbym się spierać z ludźmi" - zaznaczył. Z Polski ambasador Ric Todd wyjeżdża na Bahamy, a konkretnie na wyspy Turks i Caicos, terytorium zamorskie Wielkiej Brytanii w Ameryce Środkowej, gdzie będzie sprawował urząd gubernatora. Jak mówi, "nawet na rajskich wyspach trzeba rozwiązywać problemy".     elondyn.co.u    

Kłamstwo aborcyjne

2011-06-13 08:38

Nie dziesięć tysięcy, a jedynie 29. Tylko tyle kobiet zdecydowało się w ubiegłym roku przyjechać z Polski, żeby usunąć ciążę w Anglii lub Walii. Nie było wieszczonych przez prasę masowych aborcyjnych wypadów nad Tamizę. Nie było wykorzystywania do niecnych celów nękanego finansową chorobą NHS-u. Nie było 10-milionowego rachunku dla utrapionych brytyjskich podatników. Mimo że ta później zaprzeczyła, jakoby takie dane kiedykolwiek zostały przekazane, artykuł zagnieździł się w świadomości czytelników oraz – co gorsza –  kolegów po fachu owego redaktora. Raz zasiane ziarno kiełkowało przez dwa lata, aby rozkwitnąć przy okazji następnej „aborcyjnej afery” z udziałem kobiet znad Wisły. Tym razem reakcję łańcuchową zainicjował „Daily Express”. Nie ma też brytyjskich dziennikarzy, którzy o prawdziwych danych zechcieliby napisać. Wcześniej o aborcyjnych poczynaniach „amoralnych Polek” informowali jednogłośnie wszyscy. Ci reprezentujący pisma z najniższej półki, ci ze średniej i ci z najwyższej. Teraz o faktach nie mówi nikt.  „10000 Poles in UK for free abortions” (pol. „10 tys. Polek w Zjednoczonym Królestwie po darmowe aborcje”) – krzyczał w 2008 roku nagłówek „The Sun”.  Dalej żądny sensacji dziennikarz na usługach wielomilionowej maszyny wydawniczej powołał się na bulwersujące statystyki „udostępnione” mu przez warszawską Federację na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Feministki sieją burzę Afisze zniknęły już po kilku dniach, ale bynajmniej nie ze względu na interwencje władzy. Zerwali je pracownicy łódzkiego Miejskiego Zakładu Komunikacji, tłumacząc że wiszą na przystankach nielegalnie. Do anglojęzycznej prasy dotarł nawet jakimś cudem fakt, że Katolicki Klub im. św. Wojciecha złożył w prokuraturze doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Chodziło o namawianie do aborcji, za co w Polsce grozi do trzech lat więzienia. Do myślozbrodni przyznały się łódzkie feministki z Nieformalnej Grupy „Łódź Gender” i członkowie tamtejszej młodzieżówki socjalistycznej. Niestety lawinę, która spadła na Polki, wywołały na życzenie nasze rodzime feministki z undergroundowej organizacji o prowokacyjnej nazwie SROM. To właśnie członkinie Separatystycznych Rewolucyjnych Oddziałów Macicznych rozwiesiły w Łodzi plakaty zachęcające do aborcji nie gdzie indziej, tylko w Wielkiej Brytanii. Afisze, formą nawiązujące do popularnej reklamy pewnej karty kredytowej, przedstawiały atrakcyjną kobietę w samej bieliźnie. „Mój wybór” – mówił napis na jej brzuchu. Nie zabrakło też informacji, że „bilet lotniczy w obie strony do Anglii kosztuje – 300 PLN”, nocleg – 240 PLN”, sama „aborcja farmakologiczna w publicznej przychodni – 0 PLN”, a ulga po zabiegu przeprowadzonym w godnych warunkach jest bezcenna”.  Niesiona na fali skandalu informacja dotarła aż do tabloidów na Wyspach. Przez propagandową akcję w Polsce Wielka Brytania miała stać się aborcyjną stolicą Europy. Sir Andrew Green, nota bene ulubiony ekspert prasy kolorowej w sprawie polskiej, a przy tym przewodniczący antyimigracyjnej organizacji MigationWatch, zażądał nawet od polskiego rządu podjęcia „działań zmierzających do usunięcia plakatów”. Aborcje Polek to margines Kolejny już raz okazuje się, że napompowane przez tabloidy dane nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Prawda wyszła na jaw, nie doczeka się jednak ten, który liczy, że któryś z dziennikarzy przyzna się teraz do pochopnego wyciągania wniosków.Ani polskie feministki, ani nawet brytyjscy dziennikarze nie wspominali o tym, że nie da się tak po prostu wejść do kliniki i poprosić o usunięcie ciąży. Turystyka aborcyjna to wymysł również dlatego, że aby skorzystać z usług jednej z  takich przychodni, trzeba być tu zarejestrowanym, mieć dostęp do świadczeń, posiadać numer ubezpieczenia NIN. To wszystko wymaga dużo więcej czasu i pieniędzy niż wyliczyły działaczki SROM-u. Choć zamieszania było co niemiara, to happening z marca 2010 roku zamierzonych efektów najwyraźniej nie przyniósł. Najnowsze dane Office for National Statistics (ONS) pokazują czarno na białym, że w ubiegłym roku na terenie Anglii i Walii legalnej aborcji w ramach świadczeń publicznej służby zdrowia dokonało jedynie 29 Polek niezamieszkujących na stałe w Wielkiej Brytanii. Patrząc nieco wstecz, podobny raport z 2009 roku mówi tylko o 20 kobietach, które przyjechały z Polski na Wyspy po aborcje.   chttp://magazyn.goniec.com      

Jaka szkoła po powrocie do Polski?

2011-05-26 07:45

Rząd zachęca Polaków do powrotu z emigracji, a ministerstwo edukacji zapewnia, że polskie szkoły pomogą ich dzieciom nadrobić różnice między polską a zagraniczną edukacją. Mimo wszystko do powrotu warto się przygotować, aby uniknąć rozczarowania.Ministerstwo Edukacji Narodowej w Polsce podało liczbę dzieci reemigrantów, które wróciły do polskich szkół od początku 2008 do końca 2010 roku. Okazało się, że różnice programowe musiało nadrobić 6101 dzieci. Największy problem dotknął uczniów szkół podstawowych. Ponad 4 tysiące z nich musiało pokonać bariery komunikacyjne w posługiwaniu się językiem polskim w mowie i piśmie. Ponad połowa z tej grupy nie radziła sobie na lekcjach historii i geografii. Dwa lata temu problem ten dotyczył 2300 uczniów w kraju. Polskie władze zachęcają, aby przygotować się do powrotu z zagranicy, co pozwoli  uniknąć wielu kłopotów z zapisaniem dzieci do szkoły czy nieuznania stażu pracy za granicą. Z jakimi sprawami należy się zmierzyć przed powrotem do kraju i jak dużo czasu to pochłonie, zależy oczywiście od indywidualnej sytuacji powracającego z emigracji Polaka. Zdarza się jednak, że przygotowania do wyjazdu do Polski mogą zająć nawet kilka tygodni.Zanim do PolskiKażdy, kto mieszkał za granicą z dzieckiem, musi przed wyjazdem zadbać o zdobycie dokumentów, które pozwolą zapisać je do polskiej szkoły. Jeśli nie przywieziemy ze sobą świadectw czy też innych zaświadczeń dotyczących np. edukacji w języku polskim, dyrektor szkoły może mieć wątpliwości, do której klasy przyjąć nowego ucznia.Ze względu na dobro dziecka najlepiej  zaplanować przyjazd do Polski w okresie wakacyjnym, aby mieć kilka dni lub tygodni na znalezienie szkoły spełniającej oczekiwania rodziców i ucznia. Pozwoli to również na spokojne załatwienie niezbędnych formalności, jak rozmowa z dyrektorem szkoły, ewentualna nostryfikacja świadectwa wydanego za granicą, a także zakup niezbędnych podręczników. Dziecko natomiast będzie miało możliwość poznania rówieśników, jeszcze zanim staną się oni kolegami z klasy czy szkoły i oswojenia się z językiem polskim. Według prawa, nie ma żadnych przeszkód formalnych, aby w trakcie roku szkolnego zapisać dziecko do polskiej szkoły. Wiązać się to może jednak z trudnościami adaptacyjnymi, dzieci przechodzą dodatkowy stres, muszą nadrobić zaległości.W takiej sytuacji dziecku i rodzicom może pomóc, oprócz wychowawcy klasy, także pedagog lub psycholog zatrudniony w szkole.Szkoła musi przyjąćWedług przepisów szkoła musi przyjąć dziecko, które uczyło się za granicą. O jego przyjęciu w przypadku szkolnictwa niższego szczebla decyduje przynależność ucznia do rejonu danej placówki oraz konieczność realizacji obowiązku szkolnego. Rodzice składają do dyrektora szkoły podanie o przyjęcie dziecka. Muszą dołączyć świadectwo lub zaświadczenie o ukończeniu szkoły za granicą.Do podstawówki, gimnazjum lub placówki ponadgimnazjalnej przyjmuje się ucznia na podstawie świadectwa lub zaświadczenia wydanego przez szkołę za granicą i ostatniego świadectwa szkolnego wydanego w Polsce. O jego przyjęciu po powrocie z zagranicy decyduje dyrektor placówki.  Rodzic ucznia powinien złożyć podanie do dyrektora szkoły o przyjęcie dziecka – mówi Justyna Zagórna, dyrektor jednej z gdańskich podstawówek. – Warto, aby do podania rodzice dołączyli także świadectwo lub zaświadczenie o ukończeniu szkoły za granicą. Powinno ono być przetłumaczone przez tłumacza przysięgłego. Dyrektor bierze pod uwagę wiek, liczbę lat uczęszczania do szkoły i klasę, którą ukończył kandydat.          http://goniec.com

Chmura pyłów wulkanicznych dotrze w środę nad Polskę

2011-05-25 07:24

Chmura pyłów wulkanicznych dotarła już znad Islandii do północno-zachodniej Polski. Stężenie pyłu jest niewielkie. Wszystkie loty odbywają się normalnie.

Belka i Balcerowicz na giełdzie kandydatów

2011-05-21 10:38

Zgodnie z przewidywaniami prezes Międzynarodowego Funduszu Walutowego Dominique Strauss-Kahn podał się do dymisji. Pełną parą ruszyła też machina zmierzająca do wyłonienia jego następcy.Dotychczasowy szef Funduszu poinformował o swojej rezygnacji w liście skierowanym do członków Rady MFW. Napisał w nim m.in., że nie jest winien stawianych mu zarzutów, a składa rezygnację ze względu na dobro instytucji, którą powierzono jego kierownictwu.Mimo że stanowisko szefa MFW od jego początków jest zarezerwowane dla przedstawicieli Starego Kontynentu, to prawa do jego obsadzenia domagają się kraje rozwijające się na czele z Chinami. Jednak Europa z pewnością nie da za wygraną ze względu na problemy w strefie euro, w których rozwiązywaniu może wydatnie pomóc szef Funduszu.Francja ma już kandydata na to stanowisko. Jest nim obecna minister finansów tego kraju Christine Lagarde. Jej kandydatura może liczyć na poparcie Wielkiej Brytanii. Inną kandydaturę mają jednak Niemcy, które zamierzają forsować na to stanowisko szefa Deutche Banku Austriaka Josefa Ackermanna.Wśród potencjalnych kandydatów wymienia się także szefa NBP Marka Belkę i Leszka Balcerowicza, jednak ich szanse są określane jako bardzo nikłe.     http://goniec.com  

Mazurskie korzenie księcia Williama

2011-05-21 10:25

Przodkowie księcia Williama pochodzili z Mazur - uważają muzealnicy z Węgorzewa. W tamtejszym Muzeum Kultury Ludowej można obejrzeć eksponaty związane z pruskim rodem Lehndorffów, spokrewnionym z brytyjską rodziną królewską.Związki królewskiej rodziny Windsorów z arystokratycznym pruskim rodem Lehndorffów zbadał kustosz muzeum w Węgorzewie dr Jerzy Łapo. Historyk odkrył, że wśród przodków występujących w drzewie genealogicznym nowego księcia Cambridge była - urodzona w 1723 r. w mazurskim Sztynorcie - Maria Eleonora von Lehndorff. Jednym z jej prawnuków był król Danii Krystian IX, a ten z kolei jest prapradziadkiem księcia Williama. Z wyliczeń kustosza wynika, że książę William ma 1/256 krwi mazurskich Lehndorffów.Muzeum w Węgorzewie ogłosiło również, że ma "namacalny dowód" na mazurskie korzenie księcia Williama. Turyści mogą obejrzeć XVII-wieczną tablicę nagrobną z podobizną - zmarłego w 1639 r. - Meinharda von Lehndorffa, starosty kętrzyńskiego, który wsławił się służbą w wojskach polskiego króla Zygmunta III Wazy. Tablica przedstawia rycerza w płytowej zbroi z odkrytą głową. Meinhard był - "9 razy pra" - pradziadkiem Williama. "Dzięki tej tablicy każdy może sam ocenić, czy zachowało się podobieństwo pomiędzy pruskim przodkiem a dzisiejszym księciem Cambridge" - powiedział Jerzy Łapo.Muzealnicy z Węgorzewa liczą, że na fali ogromnego zainteresowania niedawnym ślubem księcia Williama z Kate Middleton uda się im zwrócić uwagę na historię rodu Lehndorffów. Zależy im zwłaszcza na przywróceniu świetności zespołowi pałacowemu w Sztynorcie, który od XVI wieku do 1945 r. był rezydencją rodową Lehndorffów. Przez kilkanaście ostatnich lat pałac popadał w ruinę. Dwa lata temu obiekt przejęła Polsko-Niemiecka Fundacja Ochrony Zabytków Kultury, która przeprowadza prace zabezpieczające i poszukuje środków na remont.Mazurscy przodkowie to nie jedyny akcent łączący przodków księcia Williama z naszym krajem. Najczęściej przypominane są związki Windsorów z niemiecką dynastią Wettinów, której przedstawiciele - August II Mocny i August III Sas - byli królami Polski. Brytyjska rodzina królewska ma również korzenie warszawskie. Prababką księcia Karola, ojca księcia Williama, była urodzona w 1825 r. w Warszawie Julia Teresa Salomea Hauke - córka sławnego dowódcy z epoki napoleońskiej, gen. Jana Maurycego Hauke.     http://elondyn.co.uk        

Brytyjczycy zakochani w Polsce

2011-05-04 20:35

Brytyjscy czytelnicy „Guardiana” mieli niedawno okazję wypowiedzieć się na temat tego, co urzekło ich w Polsce podczas ostatniej wizyty w nadwiślańskim kraju.Proponowanymi kategoriami były: restauracje, kawiarnie i puby, hotele, kultura. Z ich opinii wynika, że najlepiej wspominanym, a zarazem najczęściej odwiedzanym przez Brytyjczyków miastem jest Kraków, który zyskał pozytywne opinie  11 z 25 czytelników. Cenią oni w tym mieście przede wszystkim urokliwe restauracje i kawiarnie (takie jak Alchemia, Farina, Cafe Młynek), otwarty na turystów zabytkowy Kazimierz oraz wiele atrakcyjnych możliwości spędzenia wolnego czasu. Z kolei Warszawa przoduje jeśli chodzi o wysoki standard hosteli oraz miejsc, które są świadectwem polskiego dziedzictwa narodowego tak jak Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie czy Królewskie Łazienki. Brytyjczycy potrafią również docenić zmiany architektoniczne, jakie zachodzą w stolicy oraz jej otwartość na współczesną sztukę, czy umiejętne wykorzystanie swojej dość burzliwej historii. http://polishexpress.polacy.co.uk

Geje na Euro 2012 chcą być bezpieczni

2011-04-24 10:12

Polscy kibice znani są już nawet na Wyspach. Angielska gazeta nie odmówiła sobie przyjemności doniesienia opinii publicznej o zabezpieczeniach przed zamieszkami, które mogłyby mieć miejsce na polskich stadionach w trakcie Euro 2012 za sprawą polskich kibiców.Fani piłki nożnej o orientacji homoseksualnej zwrócili się z prośbą do organizatorów Euro 2012 o zagwarantowanie im bezpieczeństwa. W kraju, którego społeczeństwo charakteryzuje się wątpliwą tolerancją, osoby homoseksualne najmniej bezpiecznie czują się na stadionie. Dlatego też polscy geje zaproponowali, by właśnie tam dokonano podziału w rozmieszczeniu miejsc - w osobnym sektorze dla gejów i lesbijek - co stanowiłoby większą ochronę przed agresją ze strony grupy kibiców, która przychodzi na mecze tylko w celu znalezienia sobie obiektu do bicia. Z tej okazji miałaby powstać Tęczowa Trybuna 2012, pod której nazwą rozpocząłby swoją działalność pierwszy homoseksualny fanklub piłki nożnej. http://polishexpress.polacy.co.uk

Kontrowersyjna książka o Polakach

2011-04-12 21:05

Zanim jeszcze ukazała się w sprzedaży, spór wokół niej narósł do tego stopnia, że w mediach mówiono o niej głośno. Obecnie można ją przeczytać i jest dostępna w księgarniach – książka Jana Tomasza Grossa zmuszająca Polaków do rozliczenia się z przeszłością.Dyskusja, która wybuchła wokół dzieła „Złote żniwa”, wśród samych historyków nie budzi szczególnego zaciekawienia. Od dawna jest im znana działalność ludzi, którzy w czasie i po II Wojnie Światowej brali udział w ograbianiu zbiorowych mogił żydowskich. Jednak książkę Grossa są w stanie docenić ze względu na zapoczątkowanie dyskusji wokół tematu, który najchętniej zostałby przez Polaków zepchnięty pod dywan. Oczywiście zarzucają pisarzowi brak profesjonalizmu w sformułowaniach, które są niebezpiecznie ogólne. W wyniku tego duża część narodu polskiego czuje się nimi dotknięta. Szczególnie nietaktowne i niesprawiedliwe wydają się oskarżenia o „współudział” w Holocauście wobec tych, którzy ryzykowali życie zarówno swoje jak i swojej rodziny, by chronić osoby pochodzenia żydowskiego przed terrorem nazistowskim.Jakie mogą być dobre strony ukazania się na rynku tej prowokacyjnej książki? Biorąc pod uwagę sytuację samych Niemców, którzy do rozliczenia się z historią zostali zmuszeni dużo wcześniej, należałoby przyjrzeć się jak wypracowali oni sobie wymóg precyzji w sposobie mówienia o przeszłości. Nikt, kto ma na względzie poprawność polityczną, nie posłużył się sformułowaniem „niemieckie obozy zagłady”. Jest ono zbyt ogólne i przez to niesprawiedliwe. Książka Grossa może sprowokować Polaków do tego, by w dyskusji o swojej odpowiedzialności za losy żydowskie w czasie II Wojny Światowej, narzucili swoim dyskutantom wymóg precyzyjnego formułowania swoich wypowiedzi i nie szafowali dobrym imieniem tych, którzy z haniebnym zajęciem grabieży nie mają nic wspólnego.  http://polishexpress.polacy.co.uk

Koszyk rozpaczy

2011-04-10 18:17

W Polsce dyskusja o rosnących cenach żywności zdominowana została przez jeden produkt. Chodzi oczywiście o cukier, który w krótkim czasie podrożał prawie dwukrotnie. Konsumenci znad Wisły w swym bólu nie są jednak osamotnieni. Nad Tamizą też robi się coraz drożej.Czy narodową potrawą Polaków jest cukier? Ostatnio produkt ten na tapetę wzięli najwięksi spece od polskiego rynku spożywczego, z poważnymi minami omawiając w studiach telewizyjnych wahania cen „białego złota”. Jeszcze dwa miesiące temu cukier można było kupić za niecałe 3 złote, obecnie jego cena jest dwukrotnie wyższa. Przebitka w tak krótkim czasie wprost niewyobrażalna. W dodatku okazuje się, że u sąsiadów jest o wiele taniej. Za zachodnią granicą płaci się 65 eurocentów za kilogram cukru, czyli 2,6 zł. W takiej sytuacji naturalną koleją rzeczy stał się rozkwit tak zwanej turystyki zakupowej. Po mostach na Odrze i Nysie Łużyckiej jak za dawnych lat zaczęły kursować „mrówki”.Na popyt błyskawicznie zareagował również internet i przetwory z buraka cukrowego stały sie hitem... na Allegro. Na portalu zaroiło się od ofert zachęcających do kupna. Handlarze kuszą cenami, które zaczynają się już od 3–4 złotych za kilogram, oferując w dodatku możliwość negocjacji i dowóz towaru do domu. Zainteresowanie musi być spore. Internauta o nicku Kondi14 proponuje sprzedaż 30-kilowych toreb cukru w cenie 97,50 zł za sztukę. Aukcję odwiedziło już 3663 allegrowiczów, a pod ofertą znajduje się długa lista internautów składających zamówienia na przynajmniej kilka torebek. W sieci działają również prawdziwi hurtownicy. Student z Zielonej Góry proponuje tonę cukru za 3,95 tys. zł.  Dziennie mam około 50 telefonów. Chcą 5, 10, 25, a nawet 5 tys. ton! To niewyobrażalna ilość, której nie mogę sprostać – opowiadał młody biznesmen, któremu do tej pory udało się do kraju sprowadzić 20 ton drogocennego towaru.Cukier a narodowa racja stanuW takiej sytuacji nie powinno chyba dziwić, że sprawą zainteresowali się politycy. Pierwszy do ataku przystąpił przywódca największej partii opozycyjnej. Prezes PiS Jarosław Kaczyński wybrał się w towarzystwie ekip telewizyjnych na zakupy do sklepiku osiedlowego. Do koszyka włożył podstawowe produkty: mąkę, chleb, cukier, ziemniaki, jabłka, kurczaka. Przy kasie zapłacił ponad 55 złotych. Rachunek włożył do koperty i wysłał w prezencie premierowi Donaldowi Tuskowi. Co prawda szybko pojawiły się głosy, że prezes słono przepłacił, bo gdyby poszedł do dyskontu, mógłby zaoszczędzić ładnych parę złotych, jednak na odpowiedź władz nie trzeba było długo czekać. Ja zdaję sobie sprawę, że ziemniaki w porównaniu do cen z zeszłego roku to jest 40 groszy więcej, czy cukier z 3–3,20 doszedł do granicy – w niektórych sklepach – ponad 6 złotych, chociaż dość łatwo można kupić w Polsce ciągle cukier po 5 złotych, a są sklepy gdzie i poniżej 5. Zdaję sobie sprawę, że za kurczaka, który kosztował 7 złotych, dzisiaj trzeba zapłacić 8–8,40 – wyliczał Donald Tusk już następnego dnia dodając na koniec, że żarty się skończyły. Będziemy szukali wszystkich dostępnych metod, aby tam gdzie jest to możliwe, ceny nie były efektem takiej wulgarnej, bezczelnej spekulacji – zapowiedział premier.Wkrótce okazało się jak wiele mogą zdziałać politycy, jeśli staną po stronie zwykłego konsumenta. Nie wiadomo, czy pod wpływem zakupów prezesa PiS, czy też w związku z wypowiedzią premiera zapowiadającego wzmożenie walki ze spekulantami, już dzień po wizycie w sklepie, w którym zrobił zakupy Jarosław Kaczyński, spadły ceny. Cukier, który kosztował 6,60 zł za kilogram, teraz można było kupić już za 5,60 zł.W sprawie cukru głos zabrała również trzecia siła w polskim parlamencie. Tydzień po tym, jak za konsumentami wstawili się politycy PO i PiS, do głosu doszła młodzieżówka SLD. Jej lubelski oddział zorganizował pikietę przed siedzibą wojewody. Młodzi socjaldemokraci mieli ze sobą transparenty „Dość igrzysk, chcemy chleba” i „Cukier krzepi, ale Platformę”. W trakcie protestu działacze rozdawali przechodniom cukier.       http://magazyn.goniec.com

Duża kasa z kont emigrantów do Polski

2011-04-05 06:16

W zeszłym roku emigranci wysłali do kraju 4,2 mld euro – wynika z danych NBP. Eksperci spodziewają się, że w roku 2011 ta kwota może być jeszcze wyższa. Największe transfery pochodzą oczywiście z Wysp Brytyjskich, gdzie Polaków jest najwięcej. Spore możliwości ma jednak także emigracja w Niemczech, która po zniesieniu barier na rynku pracy, może się znacznie powiększyć (według niektórych prognoz nawet do 800 tys.). W roku ubiegłym Polacy przetransferowali z Niemiec 1,15 mld euro, co daje ok. 100 mln euro w miesiącu. Od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej ogólna suma pieniędzy przesłanych przez emigrantów do kraju wyniosła 110 mld złotych. To ogromna korzyść dla gospodarki, bo pieniądze zasilają polski system finansowy: najczęściej są inwestowane w nieruchomości lub przeznaczane na konsumpcję. Pieniądze przesyłają głównie emigranci, którzy myślą o powrocie do kraju w bliższej lub dalszej perspektywie. Ci, którzy już się dobrze zadomowili za granicą, wolą inwestować w swoją przyszłość na miejscu. Ich pieniądze mogłyby przyciągnąć do kraju ułatwienia prawno-finansowe, tych jednak mimo zapowiedzi wciąż nie widać.   http://goniec.com  

Polacy coraz mniej za euro

2011-03-30 10:11

Według danych opublikowanych przez CBOS spada liczba Polaków, którzy są za wprowadzeniem euro. W stosunku do minionego roku jest to prawie jedna czwarta.W marcu za wprowadzeniem europejskiej waluty opowiadało się 32 proc. społeczeństwa, co stanowi znaczny spadek w stosunku do roku 2010. W marcu ubiegłego roku za euro opowiadało się 41 proc. Polaków. Przybyło natomiast przeciwników wspólnego pieniądza: obecnie jest ich 60 proc. – przed rokiem było to 49 proc., a przed dwoma laty zaledwie 38 proc. Sceptycyzm rośnie także wśród osób przekonanych o potrzebie wprowadzenia w Polsce euro. 74 proc. z nich uważa, że nie należy się z tym spieszyć, a tylko 24 proc. sądzi, że należy to zrobić jak najszybciej.Wydaje się, że za spadkiem poparcia dla zmiany waluty stoi z jednej strony kryzys finansowy w strefie euro, który objął Irlandię, Grecję, a ostatnio atakuje także Portugalię. Z drugiej natomiast mamy do czynienia ze spadkiem poparcia dla polityki rządu, który wprowadzenie wspólnej waluty przyjął za jeden ze swoich sztandarowych projektów.     http://goniec.com

Rzeka towarów płynie z Polski

2011-03-27 20:42

Pomimo kryzysu rośnie eksport polskich towarów do Wielkiej Brytanii. Swój udział mają w tym również działające na Wyspach firmy polonijne. Żeby tylko chciały ze sobą współpracować.Wydawać by się mogło, że po 2004 roku, kiedy Polska przystąpiła do Unii Europejskiej, naszym największym hitem eksportowym stali się przysłowiowi polscy hydraulicy. Nic bardziej mylnego. W tym samym czasie do Zjednoczonego Królestwa zaczęły przybywać bowiem tiry wyładowane po brzegi wyprodukowanymi nad Wisłą produktami, czyniąc nasz kraj jednym z ważniejszych partnerów handlowych Wielkiej Brytanii. Przykładem towaru, który zawojował półki tutejszych sklepów, jest oczywiście polskie piwo. Jeszcze na początku tego tysiąclecia, żeby w Londynie kupić butelkę wyprodukowanego nad Wisłą jasnego pełnego, trzeba się było sporo nabiegać. Dzisiaj sytuacja wygląda dokładnie odwrotnie i trudno jest właściwie znaleźć sklep, w którym nie ma przynajmniej dwóch, trzech polskich marek brunatnego trunku. Największym polskim eksporterem w tej branży jest Kompania Piwowarska S.A., właściciel takich marek jak Tyskie czy Lech. Jeszcze w roku 2003 firma wysyłała za granicę nie więcej niż kilkanaście tysięcy hektolitrów piwa. W ubiegłym roku eksport wyniósł 444 tysiące hektolitrów. Naszymi głównymi rynkami eksportowymi były Wielka Brytania, Niemcy, Irlandia oraz Stany Zjednoczone, czyli kraje zamieszkiwane przez duże społeczności polonijne – powiedziała nam przedstawicielka firmy Patrycja Skrzypiec. High-tech znad Wisły Na angielskich półkach sklepowych znaleźć można obecnie nie tylko polskie piwo i polską kiełbasę. Nalepkę z napisem „made in Poland” coraz częściej zobaczyć można również na tak zwanych produktach high-tech. Z danych udostępnionych przez Polsko-Brytyjską Izbę Handlową wynika, że tylko w ubiegłym roku Polska wyeksportowała do UK towary o łącznej wartości ponad 6 mld funtów! 794 mln funtów zapłacili Brytyjczycy za wyprodukowane w Polsce samochody, części zamienne i silniki, 666 mln funtów kosztowała zakupiona w Polsce żywność, a 480 mln warte były sprzedane na Wyspach polskie telewizory. Wciąż dobrze sprzedają się również polskie meble, kosmetyki, a polskie stocznie zarobiły w 2010 roku na eksporcie do UK 173 mln funtów. W tym samym czasie Wielka Brytania wyeksportowała do Polski produkty za 3,79 miliarda. Bilans zaiste imponujący, jeśli weźmie się pod uwagę, że jeszcze w 2002 roku wypadał on na korzyść Brytyjczyków, a w obie strony granicę przekroczyły towary o łącznej wartości nieco ponad 2,5 miliarda funtów.Zdaniem Michała Dembińskiego, dyrektora ds. strategii Polsko-Brytyjskiej Izby Handlowej za tę tendencję odpowiadają w znacznej mierze duże międzynarodowe koncerny, które pootwierały w Polsce swoje fabryki.    http://goniec.com  

Waluty
Radio
Pogoda