Reklama ogólnosieciowa
Odźwierni w liberiach, luksus apartamentów, hotelowe restauracje prowadzone przez najsłynniejszych mistrzów kuchni – wszystko to tradycjami sięga czasów, kiedy słońce nad Imperium nie zachodziło nigdy. Niestety warunki pracy na najniższym szczeblu hotelowej hierarchii również nie odbiegają od tych, jakie panowały w czasach Karola Dickensa.
Przekonała się o tym Paulina Sagan, która pracowała jako sprzątaczka w położonym w samym centrum miasta czterogwiazdkowym hotelu Kensington Close Hotel. Teoretycznie żadna dorosła osoba, za pracę w Wielkiej Brytanii nie może zarabiać mniej niż 5,75 funta za godzinę. Jak się okazuje, kierownictwo agencji za pośrednictwem której zatrudniona była Paulina, znalazło sposób na obejście przepisu. Jej pracodawcy skrupulatnie wyliczyli, że w ciągu godziny da się posprzątać dokładnie... 2,75 pokoju i takie minimum ją obowiązywało.
Reklama ogólnosieciowa
- W czasie, kiedy tam pracowałam, przez agencję przewinęło się około sto osób i spośród tych ludzi tylko jedna kobieta była w stanie wykonać tę normę – wspomina Karolina. Wszyscy zatrudnieni przez agencję Central London Facilities musieli do godziny 14 posprzątać dzienny przydział pokoi. Jeśli się to nie udało, trzeba było zostać dłużej i dokończyć pracę, ale za te nadgodziny nikt już im nie płacił. Dzisiaj Paulina już wie, że praktyki stosowane przez jej pracodawcę były nielegalne.
Brytyjskie prawo pracy mówi jasno, że jeżeli płaci się osobno za każdy posprzątany pokój, to nie można tego ograniczać czasem. Kiedy pracodawca wyznacza termin, w jakim ma zostać wykonane zadanie, płacić należy według stawki godzinowej. Dobrze wiedzieli o tym również właściciele agencji. Pracownice zmuszane były do tego, żeby na liście posprzątanych pokoi jako datę zakończenia pracy podawać wspomnianą wcześniej godz. 14. Informacji o tym, że musiały czasem zostać jeszcze trzy dodatkowe godziny, w papierach nic nie było. Kiedy w pewnym momencie Paulina zbuntowała się i zaczęła w dokumentach podawać prawdziwy czas wyjścia z hotelu, zorientowała się, że ktoś te dane zmienia bez jej wiedzy.
Najgorzej opłacana branża
Przykład Pauliny nie jest odosobniony. Takich agencji w Londynie działają dziesiątki, jeśli nie setki. Nawet jednak jeśli pracodawca nie złamie prawa i płaci wymagane 5,75 funta za godzinę, to i tak sytuacja woła o pomstę do nieba.
Londyńskie hotele należą do najdroższych na świecie. Średnia cena w 2007 roku wynosiła 115 funtów za jedną noc. Noc spędzona w jednym z najbardziej luksusowych hoteli w mieście to już koszt rzędu 5 tys. funtów. Tymczasem sprzątająca go pokojówka za swoją pracę dostaje 2,87 funta. Według danych, jakimi dysponują związkowcy z centrali związków zawodowych Unite, sprzątaczki z londyńskich hoteli są najgorzej opłacanymi pracownikami tej branży w całej Europie Zachodniej. W dodatku większość z nich rekrutuje się spośród przyjeżdżających tu w poszukiwaniu lepszego życia emigrantów. Osoby te nie znają przysługujących im praw i często zatrudniane są i zwalniane za sprawą widzimisię hotelowych lub agencyjnych bossów.
Za losem źle opłacanych i oszukiwanych pracowników londyńskich hoteli ujęła się koalicja zawiązana przez związkowców z Unite i obywatelski ruch London Citizens. Pomysłodawcy akcji "Rooms for Change" do walki o uczciwsze ich traktowanie postanowili wykorzystać zbliżające się igrzyska olimpijskie, które odbędą się w Londynie w 2012 roku. Inicjatorzy akcji sprawiają sprawę jasno: jak długo trwa wyzysk pracowników najniższego szczebla, tak długo cała londyńska branża hotelowa nie jest gotowa na olimpiadę.
Walka o London Living Wage
- Ideałem byłoby, żeby każdy pracownik londyńskich hoteli zarabiał przynajmniej London Living Wage – powiedział podczas uroczystego rozpoczęcia kampanii 25 marca w budynku brytyjskiego parlamentu przewodniczący London Citizens Neil Jameson.
Termin ten określa wspieraną między innymi przez mera Londynu Borysa Johnsona ideę minimum socjalnego, czyli takiej stawki godzinowej, która pozwoliłaby otrzymującemu ją londyńczykowi na godne życie. Według działającego w londyńskim ratuszu ciała Family Budget Unit takie minimum wynosi obecnie 7,45 funta. Jak poinformował Neil Jameson, przedstawiciele Brytyjskiego Towarzystwa Hotelarskiego, którzy zresztą nie pojawili się na spotkaniu, próbowali go przekonać, że panujący w brytyjskiej gospodarce kryzys nie sprzyja podwyższeniu pensji do standardu LLW.
- Banki z Canary Wharf mówiły nam to samo, zanim zaczęliśmy naszą kampanię - powiedział Jameson. Nawiązał w ten sposób do zakończonej sukcesem akcji, jaką organizacja przeprowadziła w 2001 roku. Wtedy do podwyższenia pensji swoim sprzątaczom zmuszeni zostali lokatorzy najwyższego budynku w Wielkiej Brytanii, między innymi banki HSBC i Barclays.
Obecny na spotkaniu przewodniczący centrali związków zawodowych Unite Jack Dromey podkreślił, że takie historie jak przypadek Pauliny przekonują, iż kampania "Rooms for Change" jest działaniem moralnym. – Niemoralnym jest oczekiwanie od pracowników hoteli, że będą pracować za pensje skazujące ich na biedę - dodał.
W poniedziałek odbyła się sprawa Pauliny przeciwko nieuczciwym pracodawcom. Sędzia musiał jednak wyznaczyć nowy termin, ponieważ manager agencji nie dostarczył dokumentów, do których wgląd powinny mieć skarżące firmę dziewczyny. Paulina nie pracuje już w Kensington Close Hotel, znalazła sobie inną pracę. W hotelu nie ma już też agencji. Po tym jak Polka i jej koleżanki zbuntowały się przeciwko nieuczciwym pracodawcom, dyrekcja rozwiązała z umowę Central London Facilities. Obecnie wszystkie pokojówki zatrudniane są bez pośrednictwa jakichkolwiek pośredników.
Jakub Ryszko
Artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Bądź pierwszy!
Dodaj komentarz
Wybór opcji:
Publikuj bez rejestracji (akceptuje regulamin)
Nowy użytkownik - załóż konto (rejestracja w 20 sekund!)
Zarejestrowany użytkownik - zaloguj się