Traktują nas jak bydło...
2010-04-01 15:02:18
Łamanie praw pracowniczych. Zaniżanie stawek godzinowych. Brak dostępu do własnych kontraktów. Wykorzystywanie psychiczne i fizyczne. Znamy te historie z plotek. Brytyjczycy nie traktowali ich serio. Niestety raport Stowarzyszenia Współpracy Polsko-Walijskiej dotyczący ciężkich warunków pracy w sektorze przetwórstwa mięsnego, potwierdza tę sytuację - jest źle.
Skargi pracowników, zaniedbania pracodawcy, wykroczenia, naginanie prawa- to się zdarza. Niestety sytuacja w sektorze przetworstwa mięsnego jest bardziej skomplikowana. Kiedy dostajesz do ręki kompletny, poparty zeznaniami dokument, uświadamiasz sobie, na jaką skalę krzywdzeni są emigranci.
-Od pierwszych dni kiedy Polacy zostali ściągnięci do Llanelli przez agencję pośrednictwa pracy, pojawiały się problemy. Ludzie przychodzili do mnie po pomoc. Teraz mamy Stowarzyszenie ale wcale nie jest łatwiej. Pojawiają się nowe, bardziej skomplikowane problemy- mówi Halina Ashley- Polka, która od lat pomaga Polonii w Walii. To z jej inicjatywy powstało Stowarzyszenie Współpracy Polsko- Walijskiej.
Stowarzyszenie w obronie Polaków w Llanelli występuje od początku powstania. Problemy i skargi były od zawsze. Życie emigracji w Llanelli krąży wokół jednego tematu: czy będziemy musieli wracać do kraju? A jednak zmieni się na lepsze?
Raport o sytuacji polskich emigrantów w Carmarthenshire w sektorze przetwórstwa mięsnego ujawnia skandaliczne warunki pracy. W tym samym czasie powstawał inny, o większym zasięgu- raport na zlecenie Komisji ds. Równości i Praw Człowieka dotyczący tego samego zagadnienia ale w całej Wielkiej Brytanii. Oba raporty potwierdzają najczarniejsze scenariusze- jest bardzo źle.
Raport Stowarzyszenia to nie suche fakty. Przytacza on bowiem kretne sytuacje: pogwałcania podstawowych praw zatrudnienia, w których bezpośrednio interweniowało Stowarzyszenie. Dokument przeraża ogromem naruszeń. Jest wstrząsający, bo mogło tego doświadczyć ponad 70% wszystkich Polaków mieszkających w Llanelli.
Masz kontrakt w ręku- jesteś szczęściarzem
Od pierwszych dni pracy dla agencji pracownicy spotykali się z nieprawidłowościami. Pobieranie opłat manipulacyjnych, niedopełnienie czynności wymaganych przy zatrudnieniu- takich jak szkolenia z zasad higieny i bezpieczeństwa w miejscu pracy. W kontraktach, posiadanych przez jednostki trudno odnaleźć informacje na temat struktur agencji, np. kto jest odpowiedzialny za poszczególne piony zatrudnienia. Sporządzono je w języku angielskim. Kopie umów o pracę trafiały do nielicznych. Większość pracowników nigdy nie otrzymała swojej.
Polacy mówią wprost- wszystko załatwiać trzeba po znajomości. Emigranci pracujący dla agencji nie wiedzą nic o swoich prawach: ile godzin urlopu im się należy ani jakie są procedury płatności za zwolnienia lekarskie. Ma to związek z nieznajomością warunków zatrudnienia- które powinny być jasno zaznaczone w kontrakcie. Ale i tu sprawa nie jest jasna, bo według raportu kontrakty, które pojawiały się w obiegu- nie posiadały paragrafu informującego o prawach do płatnego wypoczynku.
- Zdarzały się sytuacje, iż pracownik miał zapłacone za pół dnia przy 9 dniowym urlopie- (cyt. raport).
Pracownicy otrzymują payslip’y, na których wyróżniono potracenia za: uniformy (są one obowiązkowe i powinny być pokrywane przez firmę jako wymógł zasad health and safety), karty identyfikacyjne, czy klucze do szafek. Nie przestrzega się godzin pracy. Zatrudnieni przez agencję regularnie pracowali po 16 godzin dziennie. Co dawało ponad 55 godzin tygodniowo.
Polak polakowi wilkiem
Dyskryminacja w zakładzie pracy jest zjawiskiem powszechnym. Sprawę komplikuje fakt, iż kadra zarządzająca niższego szczebla –brygadziści ( supervisor) to osoby pochodzące z kraju co emigrantów (tutaj Polacy). Zastraszanie, znęcanie się psychicznie, szantażowanie, donosicielstwo, bluźnierstwa-według zeznań pracowników są na porządku dziennym.
-Traktują nas jak bydło. Czułam się niejednokrotnie jak w zoo. Nie ma szacunku dla starszych, nie ma szacunku dla kobiet. Wszyscy jesteśmy tak samo poniżani- nie mamy żadnych praw tylko obowiązki- mówi jedna z byłych pracownic fabryki.
Walka walka o emigranta trwa. Działa wytoczyła Halina Ashley . Walczy o godność Polaków. Robi co może. Niejednokrotnie jest jak matka. Odebrała poród przez telefon (tłumaczyła), niemal codziennie dostaje telefony z prośbą o pomoc. To dzięki jej zaangażowaniu i ciągłym rozmowom z Polakami, raport nie opiera się jedynie na suchych faktach.
To przerażający obraz współczesnej emigracji zarobkowej- mówi. To obraz ludzi, którzy starają się przeżyć i pomóc najbliższym w kraju. Problemów jest dużo. To co ci ludzie opowiadają… włos na głowie się jeży . Raport odzwierciedla sytuację ale nie oddaje tego z czego ci ludzie się zwierzają- mówi Halina Ashley. Raport oparliśmy na rozmowach z ludźmi, ankietach i sprawach w jakich Stowarzyszenie bezpośrednio brało udział. Skargi, zażalenia jakie składali pracownicy fabryk pracujący na terenie Walii. Ludziom jest bardzo ciężko ale kiedy i trzeba podjąć konkretne działania, ujawnić się- odmawiają. Pojawia się jedna odpowiedź – "potrzebuję pieniędzy, żeby nakarmić moją rodzinę". Muszę gdzieś pracować. Nie chcą współpracować- ze smutkiem mówi Pani Halina.
Zaniedbania agencji w prowadzeniu i udostępnianiu dokumentacji dotyczącej zatrudnienia pracowników, powodują , iż spychani są oni na margines życia społecznego. Brak potwierdzenia o zarobkach, odprowadzanym podatku, czy ubezpieczeniu zdrowotnym, wstrzymuje proces starania się o podstawowe zasiłki. Najbardziej cierpią najmłodsi, bo rodzice nie otrzymują nawet child benefit.
Psychicznie-coraz gorzej
Stresująca sytuacja nie wpływa pozytywnie na psychikę. Złe warunki pracy, niegodne zakwaterowanie, brak możliwości znalezienia innej pracy, łączą się z faktem, iż ludzie zamykają się w sobie. Nie chcą głośno mowić, co przezywają. Do tego dochodzi problem rozłąki: separacja od rodziny, przyjaciół i kultury polskiej. To niestety prowadzi do depresji i zachwiań psychicznych.Przerażenie, obawy dotyczące podejmowania jakichkolwiek kroków poprawiających byt-to uczucia towarzyszące polskim emigrantom.
Sytuacja jest nerwowa. Ludzie poskarżą się do nas (do Stowarzyszenia- przyp. aut.), wyrażą głośno swoja opinię, ale nie zrobią już tego oficjalnie. Są sfrustrowani, złość duszą w sobie. Wpływa to negatywnie na życie rodzinne i towarzyskie. Pojawiają się problemy z alkoholem, przemoc domowa, w konsekwencji izolacja. Pogłębia to więc stereotyp emigranta z Europy Wschodniej- mówi Halina Ashley. .jpg)
Jeden pracowników zapadł na chorobę neurologiczną. Jego stan zdrowia znacznie się pogorszył. Był niezdolny do pracy. Agencja wymówiła mu prawo do mieszkania, które od niej podnajmował. W rezultacie chory, pozbawiony dachu nad głową spał na schodach. Sprawa dotarła do Stowarzyszenia, które objęło opieką poszkodowanego. Zapewniło kontakt z lekarzami. (cyt. raport)
Życie na telefon
Pracownicy agencji żyją w ciągłym pogotowiu. Nie ma jasno ustalonych zasad. Nie ma godzin zapewnionych w kontrakcie. Nie ma planu pracy. Wszelkie instrukcje otrzymują przez telefon. To stresuje. Zatrudnieni przez agencję muszą być pewni, że telefon mają zawsze przy sobie i zawsze aktywny. Najlepiej, żeby nie dzwonić, nie odbierać innych rozmów, bo być może stracisz swoją szansę na dzień pracy.
Brak wolnego czasu, spędzonego w taki sposób jaki preferujemy jest męczące i stresujące. Jeden z pracowników agencji skarżył się, iż nie było możliwości prowadzenia normalnego życia towarzyskiego. Nawet w weekendy poświęcał swój wolny czas na potrzeby pracy w agencji. Odmowa byłaby jednoznaczna ze stratą zakwaterowania.
-Jest czas na pracę, powinien być także na odpoczynek. Dla każdego ma on inną formę ale powinien być respektowany.(cyt. raport)
Około 99% polskich emigrantów posługuje się jedynie w języku ojczystym i nie jest w stanie komunikować się po angielsku. Tylko niewielka część ma pojecie o języku walijskim
Znaleźć światełko w tunelu
Statystyki nie odzwierciedlą prawdziwej sytuacji. To jest Walia, a Llanelli to miasto, gdzie przez kilka miesięcy osiedliło się 10 tys. Polaków. Ludzie są zależni od agencji. Żyją z dnia na dzień. Nie zmieniają pracy, bo to wiąże się z dodatkowymi problemami... Szukanie nowego mieszkania, zmiana danych adresowych. Niestety nie jest to efektem jedynie bariery językowej ale również brakiem wiarygodnych referencji, chociażby z miejsca zatrudnienia.
Większość z Polaków zatrudnionych sektorze mięsnym nie ma sprecyzowanych planów na przyszłość:
-Przestałam planować swoja przyszłość po roku życia tutaj. Nigdy nie możesz być pewien, co będzie jutro. Ciągle jednak liczę, że znajdę lepszą pracę. Zapisałam się na kurs angielskiego, jak tylko nie będę pracowała to na pewno tam pójdę. No i dobrze, że mamy Stowarzyszenie, tam zawsze pomogą z papierami. Ale ludzie boją się marzyć, planować cokolwiek. Do kraju nie chcę wracać, nie mam po co. Może jakoś to się ułoży- mówi pani Mariola.
Agnieszka Raduj
Oceń artykuł
(głosów: 18, suma ocen: 77)
Uwaga: Właściciele serwisu nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za sposób w jaki są używane artykuły, bądź podejmowane decyzje na ich podstawie.
gg9197402
Co prawda to prawda.
Trzeba nazywać rzeczy po imieniu.
Chociaż od jakiegoś czasu zacząłem zauważać zmiany pod tym względem.
Stale to powtarzam.