Reklama ogólnosieciowa
Zostałam zmuszona do wyjazdu do Polski. Sprawy osobiste, których tu poruszać nie będę, ale chciałam Wam opowiedzieć moje wrażenia z pobytu w Warszawie.
Reklama ogólnosieciowa
Bardzo niechętnie leciałam do mojego ojczystego kraju. Problem polegał na tym, że czułam się zmuszona tam być, a przecież nikt nie lubi działać pod przymusem. Starałam się robić wszystko, aby opóźnić mój przyjazd na lotnisko, ale mój mąż był nieprzejednany i dojechaliśmy na czas. W samolocie nastawiłam się na dwie nudne godziny. Szczęśliwie usiadło obok mnie dwóch młodych i przystojnych Polaków, z którymi przegadałam całą podróż.
W Warszawie przywitał mnie przede wszystkim mróz i chlastający wiatr. Przyznam szczerze, że od razu chciałam wracać do samolotu. Ponieważ przyjechałam późną nocą, to zostałam obwieziona po mieście przez moją przyjaciółkę. Pierwsze wnioski, jakie mi się nasunęły, że stolica się znacznie rozrasta, w zasadzie każdy wolny zakątek jest zabudowywany.
Ale nie o tym. Chcę Wam napisać o przygodzie, jaka mnie tam spotkała. Zamieszkałam u mojej przyjaciółki. Mieszka ona w centrum miasta, w pewnym bloku, którego żaden turysta nie jest w stanie ominąć, choć nawet nie ma o tym zielonego pojęcia. Pewnego bardzo mroźnego dnia, w okolicach południa wyszłam od niej z domu, a dodam, że byłam sama w mieszkaniu, musiałam wyjść na miasto. Gdy już znalazłam się na klatce schodowej zobaczyłam leżącą i nieprzytomną dziewczynę na schodach między piętrami. Serce mi zamarło, ogarnęła mną panika i naprawdę nie wiedziałam, co mam zrobić. Bałam się podejść do niej i sprawdzić, czy żyje. Pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy,to poprosić o pomoc sąsiadów. I tak też uczyniłam. Zapukałam do pierwszych drzwi. Otworzył je mocno zaspany mężczyzna, któremu na wdechu opowiedziałam, co się wydarzyło: - Bardzo pana przepraszam, ale piętro niżej leży nieprzytomna dziewczyna, w połowie rozebrana, z rozbitą twarzą i nie wiem, co robić... Pan spojrzał na mnie bardzo niechętnie i odrzekł: - Ja też jestem nieprzytomny. I zamknął mi drzwi przed nosem. Osłupiała i spanikowana zapukałam do kolejnych drzwi, nawet nie zostały one otwarte, ale dowiedziałam się, że kobieta, która jest za nimi musi się ubrać. Po kilku minutach wyszli oboje. „Nieprzytomny” dotknął jej policzka, stwierdził, że żyje i poszedł do domu. Ja w tym czasie zadzwoniłam po policję i pogotowie. Przyjechali po może 10 minutach. Ponieważ dziewczyna miała przy sobie czynną komórkę, na którą ktoś z tym czasie zadzwonił,to policjant, który odebrał telefon tak poprowadził rozmowę, że dowiedział się nazwiska i adresu właściciela owej komórki. Po kilku minutach pojawiła się ekipa pogotowia ratunkowego. Przeżyłam wielki szok, gdy zobaczyłam, że ratownik medyczny kopie nieprzytomną w ramię i krzyczy: „Wstawaj!” Zapytałam grzecznie, czy swoją matkę też tak traktuje. Nie odpowiedział, ale już więcej się tak wobec niej nie zachował.
Może ja już odwykłam od złego traktowania ludzi. I może też dlatego tak bardzo mnie zabolało ich zachowanie. Zobojętniali sąsiedzi, policjanci mówiący o nieprzytomnej w słowach obelżywych i człowiek, który pracuje w pogotowiu, czyli ma w obowiązku ratować ludzkie życie, a tak naprawdę totalnie nie szanuje pacjentów. Jedyny wniosek, jaki mi się wtedy nasunął, to taki, że ja nie chcę w takim kraju mieszkać. Zostaję patriotką na odległość.
Agata T.
W UK zaczynałem od najniższego stanowiska w hotelu. Pracowałem jako KP na awans pracowałem tylko 2,5 miesiąca. Obecnie jestem managerem grupy pracowników w hotelu.
Moim zdaniem to nie nieudacznicy są w UK ale ludzie, którzy potrafią ciężko pracować a a jak czytam te komentarze o nieudacznikach, którzy wyemigrowali do UK, to wydaje mi się, że w kraju zostali sami wazeliniarze.
Najgorzej jak trzeba wyjechać w tzw. "ciemno" , czyli bez kontaktu ze znajomymi.
Wtedy albo trzeba się bardzo dobrze przygotować na taki wyjazd, albo ryzykować.
Co do tego drugiego rozwiązania to nie uważam go za najlepsze.
Ale lepiej cokolwiek robić niż siedzieć na d... w kraju, i użalać sie nad swoim losem, przy zgrzewce browaru.
>>>>
Co do felietonu, to brak mi słów.
Już sie na temat tego co Cię spotkało wypowiadałem w wątku "Moje pierwsze wrażenie"
http://infolinia....-wrazenia-vt6064.htm
Ileż to razy nie jeden z nas nawet tutaj słyszał opowieści o kimś zarabiającym 1000 funtów tygodniowo a potem okazywało się, że ten człowiek na takie zarobki musiał tyrac po 12 godzin na budowie (albo pracuje na 2-3 etaty).
Przypomina mi się list znajomego obdarzonego dobrym poczuciem humoru, który kiedyś w liście z USA napisał, że pracuje w pewnej firmie i ma kilka setek ludzi pod sobą. Ktoś mógłby sobie pomyśleć: jakaś super szycha na bardzo wysokim stanowisku a on po prostu kosił trawę na cmentarzu.
dobre
tez slyszalem przechwalki ludzi ile to oni zarabiaja, lub na jakich stanowskach sa, smutne, ale prawdziwe
Pozwole sobie przytoczyc cos z UK.
Znajoma zmienila prace i zaczela pracowac w banku na stanowisku Customer Service Officer (specjalnie wytluscilem ta nazwe, bo bedzie niebawem bardzo wazna i potrzebna). Ja tytulem awansu zaczalem prace jako General Assistant w jednym z hoteli. Osobiscie nie przywiazuje wagi do zajmowanego stanowiska czy jego nazwy byle klient i moj szef byl zadowolony. Ktoregos pieknego dnia rzeczona znajoma zaczela ze mna rozmowe na temat "ktore z nas zajmuje wyzsze stanowisko". Nie pomagaly tlumaczenia, ze nijak nie mozna porownywac obowiazkow i odpowiedzialnosci na stanowiskach w jakze roznych miejscach pracy jakim jest hotel i bank ale do niej nic nie docieralo. W koncu nie wytrzymalem i zapytalem sie jej w prost: ktore stanowisko w sluzbach mundurowych (mialem na mysli wojsko, policje itd. itp) jest wyzsze? General czy oficer?!? I na tym rozmowa sie urwala, bo chyba do laski dotarly pewne argumenty.
Ale historyjka fajna.
konserwator płaszczyzn poziomych - sprzątaczka
ruchomy obserwator bydła - pasterz
Dodaj komentarz
Wybór opcji:
Publikuj bez rejestracji (akceptuje regulamin)
Nowy użytkownik - załóż konto (rejestracja w 20 sekund!)
Zarejestrowany użytkownik - zaloguj się