Bartek jest kucharzem od piętnastu lat. W Wielkiej Brytanii poznaje kuchnie świata i rozwija się zawodowo.
„PiŻ”: To jak zostaje się kucharzem?
Bartek: Najprościej - kończy się szkołę gastronomiczną. No a potem się gotuje. Im więcej praktyki, tym lepiej.
„PiŻ”: Jak to wyglądało w Twoim przypadku?
B: Po skończeniu szkoły przez dwanaście lat pracowałem w Polsce. W hotelu, firmie cateringowej, w Klubie Związków Twórczych.
„PiŻ”: Co sprowadziło Cię do Anglii?
B: Chyba głównie brak możliwości dalszego rozwoju w Polsce. Śmiejemy się, z żoną, że w kraju osiągnąłem szczyt kariery. Byłem szefem kuchni i nie miałem już raczej ani wielkich szans na awans, ani na rozwój w samej sztuce kulinarnej.
„PiŻ”: Czy tutaj udało Ci się to znaleźć?
B: Zdecydowanie tak. Rynek londyński daje o wiele więcej możliwości.
„PiŻ”: Od razu znalazłeś pracę jako kucharz?
B: Nie, na początku pracowałem na budowie, a potem dla firmy instalującej okna. Dopiero po jakimś czasie wróciłem do swojego zawodu. Zresztą pracę w zawodzie kucharza nie jest wcale trudno znaleźć. Rynek gastronomiczny jest tu tak ogromny, że ciągle istnieje zapotrzebowanie na ludzi potrafiących gotować.
„PiŻ”: Jak wobec tego starasz się kierować swoją karierą?
B: Oprócz tego, że pracuję jako kucharz, chodzę jeszcze do szkoły. Chcąc mieć realne szanse awansu, trzeba posiadać brytyjskie wykształcenie. Kształcenie gastronomiczne podzielone jest na pięć tzw. poziomów NVQ (National Vocational Oualifications). Dzięki temu, że skończyłem już szkołę w Polsce, zaliczono mi pierwszy poziom, jestem teraz na drugim i za dwa miesiące jak dobrze pójdzie - przeskoczę na trzeci. Szkoła, do której chodzę, nazywa się Asian Oriental School of Catering, ale mimo takiej nazwy nie uczy wyłącznie kuchni orientalnej. Duża część zajęć poświęcona jest kuchni europejskiej ze szczególnym naciskiem na francuską. Co więcej, obywatele państw UE uczestniczą w zajęciach za darmo.
„PiŻ”: Czym różni się nauka w polskiej i brytyjskiej szkole gastronomicznej?
B: W Polsce mieliśmy sporo teorii z zakresu biologii czy chemii. Tutaj w zasadzie to się pomija. Jest za to dużo szkolenia praktycznego, co faktycznie bardzo się przydaje, żeby być dobrym kucharzem w Londynie, trzeba znać wszystkie najważniejsze kuchnie świata. A z teorii mamy np. historie słynnych dań - kiedy i przez kogo zostały wymyślone. Poznajemy też menu i przepisy na potrawy podawane przy wyjątkowych okolicznościach, jak np. koronacja królowej. Trzeba też poznać wiele terminów francuskich (terminologia kuchni europejskiej jest głównie po francusku).
„PiŻ”: Co szczególnie podoba Ci się w Londynie?
B: Przede wszystkim wielokulturowość i to, że ma ona odbicie w ogromnej ofercie gastronomicznej. Podoba mi się także swobodny dostęp do potraw egzotycznych. W Polsce wciąż wiele z nich trudno dostać i przez to nie da się przyrządzić wszystkiego. Tutaj jest inaczej. Nie ma chyba takiej rzeczy, której nie można kupić w sklepie.
„PiŻ”: To jak wyobrażasz sobie swoją przyszłość zawodową?
B: Chcę zostać w Londynie i pracować jako dobrze opłacany kucharz.
„PiŻ”: Jak wyglądają możliwości awansowania w tym zawodzie?
B: Zaczyna się od pomocnika kuchennego, dalej można awansować na samodzielnego kucharza i ostatecznie zostać szefem kuchni.
„PiŻ”: A na jakim stanowisku teraz jesteś?
B: Pracuję jako kucharz samodzielny (souse chef) w niedużym hotelu przy Tower Hill.
„PiŻ”: Czy faktycznie w tym zawodzie można zrobić karierę z prawdziwego zdarzenia?
B: Jak najbardziej. Z pełnym wykształceniem gastronomicznym i dużym doświadczeniem zawodowym można startować na stanowiska opłacane grubo ponad 60 tys. funtów rocznie. Można też otworzyć własną restaurację. Nie jest to łatwe, ale w razie sukcesu - bardzo opłacalne. A jeśli ma się nie tylko duże umiejętności, ale i ciekawą osobowość, można zrobić karierę medialną, jaką np. Kurt Scheller, mój wielki idol, zrobił w Polsce.
„PiŻ”: Jakiej rady możesz udzielić kolegom po fachu, którzy wybierają się do Wielkiej Brytanii do pracy?
B: Chyba najważniejsza rada to uczyć się języka angielskiego. To jest podstawa, bez której nie da się realizować żadnych dalszych planów.
KUCHARZ NIEJEDNO MA IMIĘ
Head Chef (szef kuchni)
odpowiada za działanie kuchni, motywowanie personelu
zastępuje menedżera (kierownika) w razie jego nieobecności
zapewnia utrzymanie i przestrzeganie niezbędnych standardów higieny w kuchni
współpracuje z kierownikiem w zakresie planowania menu
odpowiada za zaopatrzenie i zgodność dostaw
przygotowuje produkty
odpowiada za utrzymanie standardów bezpieczeństwa i zgłasza wszelkie wypadki w kuchni
zapewnia szkolenie personelu i przekazuje swoją wiedzę i umiejętności
Chef De Partie (kucharz zespołu odpowiedzialny za jeden dział kuchni, np. mięso, ryby, desery)
zapewnia standardy działania, współpracuje z personelem i kierownictwem
zapewnia skuteczną obsługę
odpowiada za sprawne funkcjonowanie swojego działu
współpracuje z szefem kuchni w zakresie przygotowania produktów
sporządza dania (surowe i gotowane) odpowiadające oczekiwaniom gości
odpowiada za utrzymywanie dobrych relacji z personelem różnych działów
zapewnia poprawne magazynowanie artykułów żywnościowych zgodnie ze standardami higieny
Sous Chef - kucharz-zastępca szefa kuchni
nadzoruje ilość przygotowywanych potraw i sprawdza ich przydatność do spożycia
zapewnia działanie wszystkich sekcji zgodne ze standardami higieny i bezpieczeństwa
przygotowuje menu
sprawuje kontrolę nad porcjami
asystuje podczas dostaw produktów
Commis Chef (młodszy kucharz, pomocnik Chef a De Partie)
przygotowuje posiłki zgodnie ze wskazówkami szefa kuchni
odpowiada za utrzymanie standardów bezpieczeństwa i higieny
powinien posiadać zdolności adaptacyjne
odpowiada za utrzymanie czystości w kuchni
Rozmawiała
Anna Przybyszewska
Artykuł pochodzi z:
Praca i życie za granicą
Oceń artykuł
(głosów: 8, suma ocen: 32)
Uwaga: Właściciele serwisu nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za sposób w jaki są używane artykuły, bądź podejmowane decyzje na ich podstawie.
Artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Bądź pierwszy!