Reklama ogólnosieciowa
Brytyjską prasę w drugim dniu wielkoszlemowego turnieju na trawiastych kortach w Wimbledonie (z pulą nagród 16,1 mln funtów) zdominowała mieszanina złośliwej rozliczeniowej krytyki piłkarzy, a w przypadku tenisistów - współczucia i zagrzewania do walki.
Przejście obok kiosków lub stoisk z prasą w sklepach to przede wszystkim konfrontacja z widokiem spuszczonych ze wstydu twarzy Wayne’a Rooneya czy Stevena Gerarda.
"Wstydźcie się!", "Jak mogliście?!", "Przeproście nas wszystkich", "Zawiedliście", "Agonia Anglii", "Jesteście winni", "Tak nie można", "Wstyd i gorycz" – to tylko niektóre tytuły artykułów albo treści podpisów pod czołówkowymi zdjęciami i to wcale nie wyłącznie w tabloidach, lecz również w najpoważniejszych dziennikach.
Na zdjęciach widać angielskich piłkarzy z minami przypominającymi przedszkolaka przyłapanego na kłamstwie. W tzw. prasie brukowej nie brak szacunkowych wyliczeń, ile pieniędzy poszło na przygotowania reprezentacji do startu w mistrzostwach Europy w Polsce i na Ukrainie.
Z nurtu pretensji wyłaniają się retoryczne pytania w stylu "Czy nikt nie uczył was strzelać karnych?" albo swoisty instruktaż "The Sun" dla początkujących piłkarzy w stylu: "Stoisz naprzeciwko bramki, czekasz na gwizdek sędziego, podbiegasz do piłki i kopiesz ją z całej siły gdzieś między słupkami i poprzeczką, tak by ominęła bramkarza i goool! - tak, to jest właśnie karny!".
Na dalszy plan zeszła w mediach porażka Amerykanki Venus Williams, która nie może odnaleźć choćby cienia formy, jaka przyniosła jej pięć triumfów w Wimbledonie (2000-01, 2005, 2008-09). W drugiej rundzie miałaby możliwość zrewanżować się Agnieszce Radwańskiej (nr 3.) za porażkę sprzed miesiąca w tej samej fazie wielkoszlemowego Roland Garros. Jednak przegrała w pierwszym meczu z Rosjanką Jeleną Wiesniną 1:6, 3:6.
"Venus, za miesiąc tu wrócisz, może będzie lepiej na olimpiadzie" – wybiega w przyszłość bezpłatna gazeta "Metro". "Venus nie płacze, ale już nie zwycięża. Czy jeszcze kiedyś wygra mecz w Wimbledonie?" – zastanawiają się dziennikarze „The Daily Telegraph”.
Już po porażce w Paryżu z Radwańską przez światową prasę przewinęła się fala spekulacji na temat przyszłości sióstr Williams. Coraz częściej wspomina się, że ten sezon może być ich ostatnim. Szczególnie jeśli chodzi o Venus, na której twarzy trudno zobaczyć radość z gry w tenisa, co akurat, biorąc pod uwagę jej tegoroczne wyniki, nie dziwi.
Inaczej się ma rzecz z młodszą Sereną, która wiosną wróciła do czołowej dziesiątki rankingu WTA Tour i w Londynie jest rozstawiona z numerem szóstym. We wtorek w pierwszej rundzie zmierzy się z Czeszką Barborą Zahlavovą-Strycovą.
Jednak nie jej mecz skupia uwagę kibiców i angielskiej prasy, lecz wieczorny pojedynek Szkota Andy’ego Murraya. "Wieczny numer cztery", jak niedawno nazwał go francuski dziennik "L’Equipe" zmierzy się z Rosjaninem Nikołajem Dawidienką, który już dawno chyba zapomniał o tym, że kiedyś był w Top 10 klasyfikacji ATP World Tour.
Andy gra w Londynie zawsze pod ogromną presją, bowiem ostatnim Brytyjczykiem, który triumfował w Wimbledonie był Fred Perry, a miało to miejsce w 1936 roku. Jeszcze dwie dekady temu największą nadzieją miejscowych kibiców – niespełnioną - był Tim Henman, a momemntami także naturalizowany Greg Rusedski z Kanady. We wtorek pojawiły się już tytuły "Andy liczymy na ciebie", "Cała Anglia czeka na twój sukces" czy "Andy musisz!".
Murray powinien jednak zwrócić uwagę na rubryki poświęcone futbolowi, bo jeśli znów zawiedzie oczekiwania miejscowych kibiców, to następnego dnia zobaczy pewnie swoje zdjęcia z podpisami „Wstyd Andy”, „Jak mogłeś”, „Zawiodłeś” i tym podobne. Do tego, że póki gra w turnieju jest na łamach miejscowej prasy Brytyjczykiem, a po porażce znów tylko Szkotem, chyba zdążył się już przyzwyczaić.
http://elondyn.co.uk
Reklama ogólnosieciowa
Reklama ogólnosieciowa
Artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Bądź pierwszy!
Dodaj komentarz
Wybór opcji:
Publikuj bez rejestracji (akceptuje regulamin)
Nowy użytkownik - załóż konto (rejestracja w 20 sekund!)
Zarejestrowany użytkownik - zaloguj się