Reklama ogólnosieciowa

Infolinia.org -> Felietony -> Kariera w Anglii tylko dla szczęściarzy?

Kariera w Anglii tylko dla szczęściarzy?

2011-02-04 00:10:54

Tomek jest żywym przykładem na to, że nie jest łatwo. W Polsce ukończył studia ekonomiczne, mówi biegle po angielsku, ma kilkanaście lat doświadczenia zawodowego, a jego CV wygląda całkiem nieźle - niektórzy twierdzą nawet, że imponująco.

Zero tolerancji dla przestępców! >>

Zapracuj na swój zasiłek >>

Na Wyspach od sześciu lat. Mimo to wciąż nie może znaleźć dobrego pracodawcy, a na życie zarabia myjąc toalety, sprzątając piekarnie lub pracując łopatą w młynie gipsowym.
- Nie chciałbym przeżyć jeszcze raz tych sześciu lat, które mam już za sobą; to cokolwiek smutny i nerwowy okres. Mimo jednak całej serii kiepskich przeżyć wciąż głęboko wierzę w to, że Anglia jest krajem dużych możliwości i dlatego wciąż tu jestem. I jestem tu też z przyczyn bardziej prozaicznych niż wiara - do Polski nie mam już po co i do czego wracać - mówi Tomek. 
Tomek od lat szuka lepszej pracy, regularnie i na wszelkie możliwe sposoby. Od roku robi to codziennie. 
- Są dni, gdy wypełniam około 30 aplikacji. I nie poddaję się mimo mizernych efektów. Bo telefon milczy z reguły jak zaklęty, a odzewy potencjalnych pracodawców są niewspółmierne do podejmowanych wysiłków. Może to świadczyć o dwóch sprawach - albo zwyczajnie nie dopisuje mi szczęście albo, po prostu, jest zbyt dużo osób szukających pracy. Sam nie wiem. Ale, mimo że wiara w sukces słabnie z upływem czasu, wciąż walczę i wciąż próbuję wybić się na powierzchnię. Choć znam takich, którzy się już poddali. Pewien znajomy Anglik powiada, że już dawno przestał próbować zmian na lepsze, bo po każdej nieudanej próbie popada w coraz większe zwątpienie. Woli więc zachować swoje smutne status quo niż psuć sobie nastrój kolejną odmową pracodawcy.

Loteria czy średnia statystyczna?
Lista zawodów, które zdarzyło mu się wykonywać w ciągu ostatnich lat jest długa. W Polsce był kolejno: cieciem dziennym w sklepie meblowym, korepetytorem i wykładowcą języka angielskiego, referentem w wyższej, prywatnej szkole językowej, sprzedawcą w sklepie monopolowym i specjalistą ds. marketingu w drukarni. A w Anglii: barmanem, kucharzem, kelnerem, sprzątaczem w luksusowym domu starców, robotnikiem trzyzmianowym w fabryce różnych świństw gipsowych, recepcjonistą w hotelu, inkasentem gazowo-elektrycznym, pakowaczem i operatorem maszyn w fabrykach przetworów mlecznych, czyścicielem piekarni i operatorem karuzeli w wesołym miasteczku, a także konferansjerem i prowadzącym bingo.
- Zdaje sobie sprawę, że ten zestaw zajęć wygląda jak paranoja. A niektórym może się wydawać, że aplikuję jedynie na kiepskie i słabo opłacane posady. Ale to nie tak: robię to, żeby przeżyć, bo rzeczywistość bywa brutalna, a w międzyczasie próbuję znaleźć jakieś ambitniejsze zajecie. Mógłbym się już doktoryzować z tematu szukania pracy na Wyspach - śmieje się Tomek.
- W ciągu ostatnich 9 miesięcy wysłałem ponad 500 aplikacji do pracodawców z różnych miast w Anglii. Niektóre z nich to prawdziwie twardy orzech do zgryzienia; czasami trzeba spędzić dobrych parę godzin rozwiązując rozmaite testy i pisząc wypracowania na zadany temat. W rezultacie zaproszono mnie na 13 interview. A zwycięsko wyszedłem tylko z trzech rozmów o pracę. Czy to jest dobry wynik czy po prostu norma, taka średnia statystyczna? Nie wiem, ale jakoś nie jestem zadowolony z efektów. I cały czas próbuję dociec sedna takiego stanu rzeczy.

Przyczyny porażki
- Niektórzy moi znajomi twierdzą, że sprawa ma podłoże rasowe i że Polacy są traktowani jako pracownicy drugiej kategorii. Absolutnie w to nie wierzę i w ogóle nie biorę tego pod uwagę. Zjednoczone Królestwo to kraj wielokulturowy i jakoś w głowie mi się nie chce pomieścić, żeby jedna z nacji je zamieszkujących stała się nagle obiektem dyskryminacji. Bo niby czemu? Nie mówiąc już nawet o tym, że Polacy mają świetną markę na rynku. Inni z kolei twierdzą, że mam zbyt wysokie wyksztalcenie i kwalifikacje, a pracodawcy po prostu boją się, że będę cwaniakował lub starał się być mądrzejszy od nich. Coś w tym jest, bo kiedy po całej serii porażek wyciąłem z mojego CV informację o wyksztalceniu wyższym, od razu zadzwonił telefon i zaproszono mnie na rozmowę. To jeszcze potrafię zrozumieć - być może chodzi tu o mentalność Wyspiarzy - wolą po prostu ludzi wąsko wykwalifikowanych w danej dyscyplinie i dość podejrzliwie patrzą na człowieka z tytułem magistra, który na dodatek kiedyś np. sprzątał kible. Tak jak ja. Pachnie im to dziwną ekstrawagancją.
- Bywają jednak sytuacje, których nie pojmuję. Pracodawca, po skończonym interview, klepie mnie po ramieniu, mówi, że jest pod wrażeniem mojego doświadczenia zawodowego i że szalenie miło mu się ze mną gawędziło. Ba! Byli nawet tacy, którzy już w trakcie rozmowy obwieszczali, że jestem właściwym kandydatem na stanowisko. Wychodziłem zadowolony, po czym po paru dniach dostawałem list z podziękowaniami i informacją, że tym razem mi jednak nie wyszło. To naprawdę zagadka.
- Wertowałem poradniki dla szukających pracy, uczyłem się jak poprawnie napisać CV i list motywacyjny, przeglądałem odpowiednie kolumny w gazetach i na portalach internetowych - cały czas bowiem gnębiła mnie myśl, że coś robię nie tak. Któregoś dnia poszedłem do Jobcentre i poprosiłem o rozmowę z konsultantem ds. zatrudnienia. Pokazałem moje listy motywacyjne, CV i opowiedziałem z detalami, jak zachowuję się w czasie rozmów o pracę. I poprosiłem o fachową poradę bo, jak rzekłem, efekty, póki co, mam bardzo słabe. A człowiek ten przejrzał moje dokumenty, wysłuchał z uwagą tego, co mam do powiedzenia i kiwając łysą głową, rzekł: „Robisz wszystko jak należy. Po prostu brakuje ci szczęścia”. 
- To naprawdę przygnebiające, że jedynym katalizatorem sukcesu okazuje się zwykły łut szczęścia. Chociaż, coś w tym jest... Znam przykłady osób, które dostawały świetną pracę zaraz po wysłaniu pierwszej aplikacji. Znam też takich, którzy nie robili dosłownie nic, żeby znaleźć zatrudnienie, a jakoś zawsze udawało im się dostać etat! Niebywałe! Rodzi się zatem pytanie: jak długo będę musiał jeszcze szukać nim dopisze mi szczęście? Następnych sześć lat? - pyta Tomek.

http://polishexpress.polacy.co.uk/

 

Reklama ogólnosieciowa

Oceń artykuł
(głosów: 1, średnia ocena: 5)
Uwaga: Właściciele serwisu nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za sposób w jaki są używane artykuły, bądź podejmowane decyzje na ich podstawie.

Jeżeli lubisz ten artykuł to pomóż nam go rozpowszechnić:

  • Umieść na NK
  • Wykop to
  • Umieść na Flakerze
  • Umieść na GG
Komentarze (2)
avatar avatar
WG MNIE NIE TRAC WIARY , WIEM ZE KIEDYS NAPEWNO CI SIE UDA.MAM ZA SOBA MNOSTWO DOSWIADCZEN,WIERZ MI WARTO WIERZYC I DAZYC DO CELU..INNYM BYC MOZE PRZYCHODZI LATWIEJ..NO COZ MY SKAZANI JESTESMY NA TROCHE DLUZSZA DROGE..DLACZEGO NIE SPROBUJESZ PRACY W FABRYKACH(NAPEWNO LEPSZE NIZ SPRZATANIE WC..)POWODZENIA
  • 2011-02-12 02:46
  • Cytowanie selektywne Cytuj całego posta
Poparcie: 0
to samo mozna powiedzieć o karierze w Polsce: tylko dla szczęściarzy, którzy maja dobry "plecak"
  • 2011-02-12 05:40
  • Cytowanie selektywne Cytuj całego posta
Poparcie: 0

Dodaj komentarz

Przepisz kod*

Nazwa użytkownika:*

Treść komentarza:*

angry Mr. Green not happy Wink Rolling Eyes Crying or Very sad Embarassed Razz Laughing n n n n n n n n

Reklama ogólnosieciowa