Reklama ogólnosieciowa
Kryzys ekonomiczny jak prawdziwy kataklizm nie ominął nikogo i pozostawił głębokie bezrobocie na Wyspach. Podczas gdy inni wracają do swoich krajów klepać biedę, Polacy kategorycznie mówią: Nie!
Reklama ogólnosieciowa
Powrót do domu bez złamanego grosza to hańba, a przyznanie się rodzinie i znajomym to jeszcze większy wstyd. Dla niektórych rozpoczyna się błędne koło nędzy, kłamstw i kombinacji.
Wielu emigrantów próbuje udowodnić tym, którzy pozostali w Polsce, że decyzja o wyjeździe była słuszna. Nie każdy jednak odnosi w Anglii sukces. Wielu Polaków zmaga się ze słabymi płacami za tak zwaną „minimalną stawkę” i żyje na granicy ubóstwa. „The Economist” opisał całkiem niedawno historię pana Zdzisława, byłego ogrodnika ze Slough, który w wyniku kryzysu stracił zatrudnienie. Pan Zdzisław nie pracuje już w ogrodach, ale w jednym z nich praktycznie mieszka, jeżeli tak można nazwać skrawek przydrożnej ziemi koło pokaźnego billboardu Marksa & Spencera. Brakuje mu jedzenia i środków czystości, ale to nie jest jego główny problem. Pan Zdzisław jest regularnie bity i okradany przez miejscowych złodziejaszków, którzy zabierają mu resztki jego godności. Dlaczego nie wraca do kraju? Nasuwa się pierwsza myśl. - Dla 45-letniego, żonatego mężczyzny powrót oznacza klęskę - mówi polski ksiądz, Dariusz Kuwaczka. – Ci, którzy odnieśli porażkę na Wyspach, czują zbyt duży wstyd, aby powrócić do domu, do swoich rodzin. Na Wyspach mieszka wielu ambitnych Polaków, którzy z różnych powodów znaleźli się w ciężkim położeniu. Czy to bariera językowa i niedobór angielskich kwalifikacji, czy może zwykły brak szczęścia sprawił, że obecna trudna sytuacja ekonomiczna zaprowadziła tych ludzi na dno. Ich cecha wspólna to pragnienie akceptacji i uznania. Dlatego żaden z nich nie decyduje się na powrót bez pieniędzy.
Duma ponad prawdę
Najważniejszy jest dobry start. Osoba, która od początku jest zatrudniona nie musi zaciągać niepotrzebnych długów. Nie każdy jednak zaczyna swoją historię kolorowo. Pan Leszek załatwiał pracę przez polską agencję pośrednictwa. Gdy pojawił się na słynnym dworcu Victoria w Londynie, nikt go tam nie powitał. Okazało się, że nastąpiła pomyłka i agencja nie miała go na liście. - Nie mogłem zadzwonić do żony i przyznać się do porażki – mówi pan Zbigniew. – Ona wkładała tyle pracy w organizowanie mojego wyjazdu. Po prostu nie potrafiłem jej powiedzieć, że spędziłem pierwszą noc na dworcu. Mężczyzna nie rozważał powrotu do Polski, bo zaciągnął ogromny dług u brata swojej żony. Okłamał więc całą rodzinę mówiąc, że praca jest wspaniała i płatna tak dobrze, że w ciągu miesiąca zwróci wszystkie pieniądze. Pan Leszek jest jednym z wielu Polaków, którzy kończą na ulicy, bo wstyd i duma nie pozwalają wrócić do domu.
Jeremy Swain, szef Thames Reach, jednej z największych brytyjskich organizacji charytatywnych opowiada, że był wstrząśnięty nędzą, w jakiej żyją bezdomni imigranci z nowych krajów członkowskich Unii Europejskiej. Stanowią oni więcej niż 1/4 bezdomnych w Londynie. Pewna część tych ludzi nie ma w Polsce rodziny, ale większość z nich okłamuje krewnych, bo nie chce się przyznać do sytuacji w jakiej się znalazła.
Magda wyjechała w wieku 19 lat jako au-pair. Chciała podszkolić angielski, ale okazało się, że została wysłana do rosyjskiej rodziny mieszkającej w Londynie. Od pierwszego dnia była traktowana jak więzień. – Nie mogłam opuścić domu nawet na chwilę – mówi dziewczyna. – Nie było też mowy o ćwiczeniu języka, bo w całym domu rozlegały się krzyki w języku rosyjskim. Według umowy z agencją w Polsce, Magda w każdą niedzielę miała mieć wolne. Kiedy jednak oznajmiła pracodawcom o swoim dniu odpoczynku, momentalnie została zwolniona. – Powiedzieli, że jestem głupią, niewdzięczną Polką i mam się wynosić z ich domu. To był dla mnie szok! – mówi rozgoryczona dziewczyna. Poprosiła o parę dni na znalezienie mieszkania, ale nie było o tym mowy. Dostała godzinę na spakowanie rzeczy i musiała opuścić dom bez wypłaconej pensji za ostatnie 3 dni pracy. Magda bała się zadzwonić do rodziców. – Znam ich – mówi sucho. - Powiedzieliby, że zmarnowałam mnóstwo pieniędzy i zniszczyłam całe wakacje. W strachu i desperacji zaczęła tułać się po ulicach Londynu.
Kłamstwo ma krótkie nogi
- W Polsce często opisuje się Anglię jako kraj „mlekiem i miodem płynący”, gdzie banknoty same wpadają do kieszeni. Tego typu opowieści pomagają budować upragniony wizerunek bez względu na to, czy są prawdą. Kiedy raz skłamiesz, to każde kolejne oszustwo wydaje się prostsze - mówi 24 letni Arek. - To jest jak nałóg podobny do papierosów czy alkoholu, nie potrafisz przestać.
W Polsce miał dziewczynę – Agatę, której chciał zaimponować. Agata po paru miesiącach zaczęła myśleć, że Arek stał się milionerem. Dzwonił do niej codziennie opowiadając o wysokich zarobkach, najlepszym modelu BMW i nowych bogatych znajomych. Pomimo braku stałej pracy wyznawał zasadę „łatwo przyszło, łatwo poszło”. Pewnego dnia obudził się bez pracy i uświadomił sobie, że długi rosną. Wraz z nimi rosły kłamstwa, które codziennie dostarczał swojej dziewczynie przez telefon. Kiedy na progu jego mieszkania stanęła mafia, Arek uświadomił sobie, że jest w poważnych tarapatach. Poprosił swoją dziewczynę o 5 tysięcy złotych, rzekomo na świetną inwestycję, której miał się podjąć. Agata ani pieniędzy, ani Arka już więcej nie zobaczyła.
Kolegów (nie) zawsze można kupić
Przyjemnie jest przyjechać do domu i być podziwianym przez wszystkich dookoła. Nie chwali się jednak kogoś, kto cały czas klepie biedę. Ale czy znajomi z Polski muszą o tym wiedzieć? Tomek od dawna pracował na pół etatu w chłodni z mrożonym mięsem. Starczało jedynie na pokrycie czynszu. Nie wychodził nigdzie, bo wolał zaoszczędzić na wyjazd do Polski. Przez znajomych był traktowany jak król, bo taki też wizerunek siebie stworzył. Twierdził, że w pół roku został wypromowany na menadżera i zarządza całym działem produkcji. Stawiał kolegom drinki i płacił za taksówki. Wszystko tylko po to, żeby przez te 2 tygodnie w Polsce się dowartościować. W poszukiwaniu akceptacji i uznania był zdolny do największych kłamstw. Nikt przecież nie chce przyjechać do swojego kraju i usłyszeć od bliskich, że jest życiowym nieudacznikiem.
Kinga ma mnóstwo koleżanek w Polsce. Opowiada im, że jest w szkole dla modelek i ma chłopaka, który jest słynnym angielskim biznesmenem. Jej szafa otwiera się pod naciskiem torebek od Louis Vuitton – wszystkie kupione nielegalnie za grosze (być może pensy). Koleżanki nie są świadome, że zazdroszczą jej pracy u Pakistańczyka i świecidełek z taniej giełdy. Kinga próbuje zastąpić brak spełnienia w swoim realnym życiu tworzeniem wokół siebie sztucznej rzeczywistości. Wielu innych emigrantów, tak jak ona, znajduje rozwiązanie w kłamstwie. Biorąc pod uwagę to, że odległość jest duża, a pole do popisu jeszcze większe, potrafią zaserwować znajomym w Polsce dużą dawkę opowieści, które z rzeczywistością mają mało wspólnego.
Najważniejsze to być sobą
Pan Leszek przez ponad miesiąc mieszkał w londyńskim hostelu, czekając na pracę. W końcu rozeszły się wszystkie pieniądze, a z nimi szacunek żony, która o wszystkim się dowiedziała. Arka ściga policja, nie tylko za pieniądze Agaty, ale też inne drobne przestępstwa i wyłudzenia. Chłopak nie potrafił wrócić do kraju i zaakceptować swojego niepowodzenia, więc kradnie, aby spłacić część długów. Tomek nie ma już po co jeździć do Polski, bo znajomi szybko się dowiedzieli z Naszej Klasy i Facebooka, że jego imponujące historie są całkowicie zmyślone. Dlaczego tak trudno jest pokonać swoją własną pychę, aby powiedzieć: „Nie udało mi się znaleźć dobrej pracy. Pomyliłem się. Potrzebuję pomocy”. Przypomina to w jakimś stopniu przypowieść o synu marnotrawnym. Żaden człowiek nie jest gotowy przyznać się do błędu. Grunt to być podziwianym i pokazać rodzinie, sąsiadom i znajomym, że odniosło się sukces. Dystans często daje mylne wrażenie, że można bezgranicznie koloryzować rzeczywistość. Rozmawiając przez telefon czy nawet jadąc na urlop ludzie przybierają maski i odgrywają teatr pozorów w poszukiwaniu akceptacji społecznej. Ten schemat bardzo często przewija się przez życie Polaków na emigracji. Władysław Grzeszczyk napisał kiedyś w „Paradzie Paradoksów”, że „siebie oszukujemy w miarę potrzeb, innych w miarę możliwości”. A co jeśli możliwości z czasem się wyczerpują? Trzeba pamiętać, że ludzie szybko zapominają o naszych sukcesach, a dłużej pozostają im w pamięci nasze potknięcia. Warto więc pozostać prawdziwym, mimo że jest to ciężkie w polskim społeczeństwie, gdzie na człowieka wciąż w dużej części patrzy się przez pryzmat tego, co posiada, a nie tego, co sobą reprezentuje. Może jednak warto docenić rodzinę i przyjaciół w Polsce, bo czasem ich wsparcie może pomóc nam zacząć na Wyspach wszystko od nowa.
Karolina Pysz / Fot. Thinkstock
http://polishexpress.polacy.co.uk
Reklama ogólnosieciowa
Artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Bądź pierwszy!
Dodaj komentarz
Wybór opcji:
Publikuj bez rejestracji (akceptuje regulamin)
Nowy użytkownik - załóż konto (rejestracja w 20 sekund!)
Zarejestrowany użytkownik - zaloguj się