We wtorek, 2 listopada na spokojnym przedmieściu Irlam pod Manchesterem, tuż obok przebiegającej nieopodal autostrady M62, zdarzyło się coś, czego nie pamiętali najstarsi mieszkańcy tej okolicy. W ciągu kilku sekund ogromna eksplozja gazu dosłownie zmiotła z powierzchni ziemi cztery domy pozostawiając zgliszcza, które z lotu ptaka wyglądają jak porozrzucane zapałki. Ale te domy z zapałek nie były.
Do wybuchu doszło o godzinie 07.15 rano najprawdopodobniej w domu, 76-letniej i najbardziej poszkodowanej w wypadku Marie Burns, która wciąż walczy o życie w szpitalu w Salford, borykając się z oparzeniami blisko 30 procent ciała. Według jednej z wersji do eksplozji doszło, gdy kobieta przygotowywała sobie poranną porcję owsianki. Powodem mogło być uszkodzenie instalacji gazowej, do jakiego doszło najprawdopodobniej w wyniku prowadzonych w sąsiedztwie prac remontowych.
W sumie rannych zostało jedenaście osób, wśród których znaczna część to dzieci i osoby starsze. Prosto z miejsca wybuchu przewieziono je do szpitala w Salford. Z powierzchni ziemi zniknęły cztery domy, kilka innych zostało poważnie uszkodzonych pozostawiając bez dachu nad głową prawie 40 rodzin. Najbardziej ucierpiały posesje stojące u zbiegu Merlin Road i Silver Street. W jednym z nich mieszkała polska para z dwuletnim dzieckiem.
– Mężczyzna wyszedł z domu na kilkanaście minut przed wybuchem – mówi wicekonsul z Konsulatu Generalnego w Manchesterze Szymon Białek. – Kobieta po jego wyjściu poszła przytulić ich syna i tam zasnęła – dodaje.
To uratowało jej życie, bo w miejscu, gdzie jeszcze kilka minut wcześniej spała wraz z partnerem po wybuchu nie pozostał kamień na kamieniu. Kobietę i jej dziecko przysypał gruz, spod którego jeszcze przed przyjazdem ratowników wyciągnęli ich sąsiedzi. Dosłownie kilka sekund później w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą leżeli z hukiem zawalił się sufit dziecięcego pokoju. Po raz kolejny o włos uniknęli śmierci.
– Kiedy dobiegłem na miejsce i zobaczyłem Anitę i Fabiana całych i zdrowych miałem ochotę uklęknąć i dziękować Bogu – powiedział Robert, ojciec rodziny, dziennikarzom lokalnej gazety w kilka godzin po wybuchu.
Polacy co prawda uszli z życiem, ale stracili wszystko, co mieli. Zostało im tylko to, co Robert miał w kieszeni, gdy wychodził z domu. – Udzieliliśmy polskiej rodzinie pomocy finansowej oraz w odzyskaniu dokumentów, które utracili w katastrofie. Jesteśmy też z nimi w stałym kontakcie – dodaje konsul Białek. Polacy mieszkają teraz u znajomych, a Anita i Fabian są regularnie poddawani rozmaitym badaniom lekarskim. Nic nie wskazuje, żeby ich zdrowiu zagrażało jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
Jedyną szansą polskiej rodziny na normalizację ich życia jest odszkodowanie, o jakie będą się ubiegać. Sprawa nie jest jednak prosta, bo mieszkanie wynajmowali prywatnie, a nie byli ubezpieczeni.
Wiele zależy więc od prawników i ich wyceny fizycznych i moralnych strat polskiej rodziny, sporo też od służb, które szukać będą winnych katastrofy. Póki co śledztwo w tej sprawie niezależnie od siebie prowadzi straż pożarna, Health and Safety Executive oraz lokalne władze.
Anna Rączkowska
Na ratunek
Takiej akcji ratunkowej w okolicy Manchesteru nie było od co najmniej kilkunastu lat. W przeszukiwaniu gruzowiska brało udział 50 strażaków, którzy używali takich samych technik poszukiwawczych, jakie wcześniej stosowano przy usuwaniu skutków trzęsienia ziemi na Haiti. W akcji udział brały też specjalnie wyszkolone psy, które swe ratownicze szlify zdobywały na wielu międzynarodowych misjach poszukiwawczych.
Źródło: Goniec.com
Uwaga: Właściciele serwisu nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za sposób w jaki są używane artykuły, bądź podejmowane decyzje na ich podstawie.
Artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Bądź pierwszy!
Dodaj komentarz
Wybór opcji:
Publikuj bez rejestracji (akceptuje regulamin)
Nowy użytkownik - załóż konto (rejestracja w 20 sekund!)
Zarejestrowany użytkownik - zaloguj się