Reklama ogólnosieciowa

Poradnik -> Wielka Brytania -> Nauczyciel w strachu

Nauczyciel w strachu

2010-05-07 10:07:22

Sąd w Nottingham uwolnił od zarzutu usiłowania zabójstwa nauczyciela, który kilka razy uderzył swego ucznia hantlem w głowę, krzycząc „Giń, giń, giń!”. Ta decyzja może dziwić, ale im więcej towarzyszących temu wydarzeniu faktów wypływało na światło dzienne podczas procesu, tym bardziej stawało się jasne, że przysięgli nie mogli zdecydować inaczej. Nauczyciel do więzienia nie pójdzie, a Brytyjczycy biorą się za rozwydrzonych nastolatków.

Reklama ogólnosieciowa

– To wspaniały człowiek i niezwykły nauczyciel – wspomina Petera Harveya jedna z jego byłych uczennic. – Zaraził mnie swoją pasją do nauki i dlatego sama zostałam nauczycielką.

Jego długoletni przyjaciel i zarazem miejscowy radny Nick Harding potwierdza tę opinię. – Peter bardzo poświęcał się swojej pracy, kochał szkołę i bardzo dbał o swoich uczniów. Nigdy nie znałem go z innej strony – mówi.

Zabiłem to dziecko...


8 czerwca 2009 roku Peter Harvey w niczym nie przypominał tego człowieka, którego tak ciepło opisują znajomi. Podczas lekcji wpadł w szał, wywlókł jednego ze swych 14-letnich uczniów z sali lekcyjnej, a następnie kilkakrotnie uderzył go w głowę trzykilogramowym hantlem. Wrzeszczał przy tym słowa: „Die! Die! Die!”.

Życie nastolatka uratował inny nauczyciel, który przybiegł w porę zawiadomiony o incydencie przez uczniów. – Nie wiem, co by się stało, gdybym w pewnym momencie nie poczuł jego ręki na ramieniu – mówił potem Harvey przesłuchującym go policjantom. Już w kilka sekund po zdarzeniu, gdy kolega z nauczycielskiego pokoju prowadził go do gabinetu dyrektora, Harvey rozpłakał się. – Co ja zrobiłem, zabiłem to dziecko...

Prowadzący dochodzenie śledczy zaczęli od przesłuchania nauczyciela. – Nie wiem, co się stało – mówił im bezradnie. – To nie byłem ja. Wydawało mi się, że oglądam jakiś film, w którym sam występuję, nic nie czułem, miałem w głowie pustkę... – powiedział nauczyciel. Pytał też o los swej ofiary i wyraźnie mu ulżyło na wieść, że chłopak nie tylko przeżył, ale i opuścił szpital po zaledwie kilku dniach.

– Zachowywał się jak opętany. Baliśmy się go. Do dziś nie wiem, co w niego wstąpiło – relacjonowała policjantom jedna z obecnych w klasie uczennic.

W dalszym ciągu dochodzenia policjanci zaczęli bliżej przyglądać się postaci nauczyciela i badać jego historię. Szybko odkryli, że zaledwie kilka tygodni wcześniej Harvey wrócił do pracy w szkole po dłuższej nieobecności. Leczył stres i depresję zdiagnozowaną przez lekarza po innym incydencie w szkole. Wtedy Harvey nakrzyczał na dwie uczennice, jedną z nich doprowadzając do płaczu. Do lekarza zgłosił się sam czując, że traci nad sobą kontrolę. Wiedział, że nie tak powinien zachować się dobry pedagog.

Chcieli się tylko zabawić


Z pewnością na jego nerwowe załamanie wpływ miały także sprawy rodzinne. Kilka lat wcześniej z pracy zrezygnowała jego żona, również nauczycielka. Ona też cierpiała na depresję, a koledzy nauczyciela z pracy mówili, że często opowiadał im o swoich rodzinnych problemach. Czuł się fatalnie, bo nie umiał jej pomóc. Jakby tego było mało, Harveyowie mieli dwie córki, z których jedna cierpiała na autyzm i wymagała stałej opieki. Peter nie miał więc lekkiego życia, ale do niedawna jakie takie ukojenie znajdował w pracy, która – co wszyscy potwierdzają – była pasją jego życia.

Kłopoty z uczniami zaczęły się jakieś trzy lata temu.

Najprawdopodobniej młodzież wyczuła jego psychiczne niedomagania i zaczęła bezlitośnie je wykorzystywać. Harvey kilkakrotnie został napadnięty przez swych uczniów, dzieci ubliżały mu i popychały wiedząc, że nic im za to nie grozi. Raz przy akompaniamencie salw śmiechu wepchnęły go nawet w pobliskie krzaki. – Przestałem czuć się bezpiecznie w domu, bo kilkakrotnie skopano mi drzwi, zdarzało się też, że ktoś łomotał w okna w środku nocy. Wtedy zacząłem miewać chroniczne problemy ze snem – opowiadał pedagog policjantom.

Zanim został przesłuchany w sądzie i sam o tym opowiedział, ławnicy usłyszeli zeznania kilkorga z jego uczniów, którzy feralnego dnia byli obecni na lekcji. Okazało się, że dla nastolatków lekcje z Harveyem zawsze wróżyły dobrą zabawę. Feralnego dnia – a nie był to wcale pierwszy raz – postanowili przemycić na zajęcia kamerę i nagrać film przedstawiający jego upokorzenia. Schorowanemu nauczycielowi do łez, drgawek i nerwowych tików niewiele było potrzeba. Scenariusz dzieła był prosty. Na Harveya wystarczyło nawrzeszczeć, obrzucić go wyzwiskami, może nawet szturchnąć kilka razy. Taki film można potem pokazywać znajomym albo umieścić w internecie. – Co jest zabawnego w filmowaniu bezradnego i doprowadzonego do ostateczności człowieka? – zapytał sędzia chłopaka, którego Harvey pobił hantlem. Tamten jakby nie zrozumiał pytania. – My tylko chcieliśmy się trochę zabawić – odparł.

Nie przypuszczał pewnie, że tego dnia „żarty” skończą się inaczej niż zazwyczaj. Gdy kamera poszła w ruch, a na sali zapanował rumor, jedna z dziewcząt zaczęła niszczyć żaluzje w oknie. Na zwróconą uwagę, obrzuciła Harveya stekiem bluzgów. Reszta klasy też. Zamilkli dopiero, gdy Harvey zamiast się przestraszyć, zareagował. – Ja cię nauczę! – wrzasnął na jednego z chłopców, a potem wywlókł go do innego pomieszczenia, jako „pomoc naukową” wybierając trzykilogramowy odważnik.

Następne osiem miesięcy Peter Harvey spędził w więzieniu, czekając na rozpoczęcie procesu. Został z niego zwolniony za kaucją dopiero na kilka tygodni przed rozprawą. Trwała ona cztery dni, a on siedział na ławie oskarżonych z zarzutem usiłowania zabójstwa. Ustalenie werdyktu zajęło przysięgłym tylko chwilę. – Niewinny – orzekli ławnicy.

– Nie usiłował zabić, działał w afekcie, doprowadzony do ostateczności – tłumaczył sędzia Michael Stokes. Dodał jednak, że mimo wszystko bez kary Harvey nie odejdzie sprzed oblicza sprawiedliwości i odpowie za spowodowanie uszkodzenia ciała. – Nie orzeknę za to kary więzienia. Nawet w zawieszeniu – zapowiedział jednak sędzia. Najprawdopodobniej zamiast za kraty Harvey trafi na specjalistyczne leczenie i – miejmy nadzieję – dojdzie tam do siebie po tym, co spotykało go przez ostatnie kilka lat.

Kto się boi szkoły?


Na tym jednak sprawa się nie kończy, przynajmniej dla brytyjskiej opinii publicznej i polityków, którzy przed wyborami szczególnie dobrze zdają sobie sprawę, jak bardzo od niej zależą. Sprawa Harveya sprowokowała dyskusję o problemie, który na Wyspach od jakiegoś czasu zamiatano pod dywan. Mowa o agresji szkolnej młodzieży i nauczycielach, którzy z roku na rok czują się coraz bardziej wobec niej bezradni. Według sondy, której wyniki przedstawiono przy okazji dyskusji o sprawie Harvey’a, ponad połowa brytyjskich nauczycieli uważa, że w ich szkołach brakuje dyscypliny, a aż dwie trzecie zastanawiało się w związku z tym nad zmianą zawodu. Najczęstszym powodem takich rozważań była – uwaga! – werbalna i fizyczna przemoc, jakiej doświadczali od swoich uczniów, bądź też uzasadniona obawa, że padną jej ofiarami. Te same badania ujawniły kolejne zagrożenie, przed którym drżą pedagodzy. Okazuje się, że aż 25 proc. z nich padło ofiarami fałszywych oskarżeń ze strony nastolatków. Pomówienia o używanie przemocy czy nawet molestowanie seksualne stają się ulubioną bronią niesfornych małolatów.

Z drugiej strony nauczyciele skarżą się na zupełny brak zgodnych z prawem środków, którymi mogliby przywrócić dyscyplinę na lekcjach. Ich zdaniem przepisy o tym, co wolno w szkole, traktują dzieci jak święte krowy, ich samych stawiając na z góry przegranych pozycjach. Dobrym przykładem są tutaj kary pieniężne dla rodziców dzieci notorycznie chodzących na wagary. Okazało się, że w ubiegłym roku aż 67 tys. takich kar zostało umorzonych ze względu na złą sytuację finansową rodziców. Aby ją udowodnić, opiekunowie wagarowiczów przedstawiali rachunki ze swych domowych budżetów, wśród których znajdowały się np. kupony na loterię, paragony za alkohol, papierosy czy rachunki za kablówkę. Ci, którzy nie byli tak sprytni i stanęli przed sądem za wagary swych milusińskich, zapłacili za nie przeciętnie po 144 funty, co też fortuny nie stanowi.

Baczność, idzie nauczyciel!


– Musimy zmienić szkolną kulturę i przywrócić nauczycielom kontrolę w salach lekcyjnych – zapowiedział Michael Gove, rzecznik ministra edukacji w konserwatywnym gabinecie cieni. Przedstawił też przynajmniej kilka na to pomysłów. Torysi po dojściu do władzy zamierzają np. dać nauczycielom prawo do przeszukiwania uczniów oraz pozwolić im na bardziej bezpośrednie środki egzekwowania dyscypliny bez ryzyka, że zostaną za to pociągnięci do odpowiedzialności. Rodzice mieliby też zawierać ze szkołami kontrakty z wyraźnie wyszczególnionymi standardami zachowania, których będzie się wymagać od ich dzieci, a dyrektorzy będą mogli je zrywać w sytuacji, gdy dziecko nie będzie ich przestrzegać. Mowa tu w szczególności o bezwzględnym nakazie noszenia mundurków, wstawaniu, gdy nauczyciel wchodzi do klasy, oraz zakazie używania telefonów komórkowych. W pakiecie pomysłów konserwatystów jest także np. gwarancja tajemnicy i anonimowości na czas postępowania wyjaśniającego dla nauczycieli, których uczniowie oskarżają o nadużycia.

Dominik Waszek

Źródło: Goniec.com

Oceń artykuł
(głosów: 2, średnia ocena: 5)
Uwaga: Właściciele serwisu nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za sposób w jaki są używane artykuły, bądź podejmowane decyzje na ich podstawie.

Jeżeli lubisz ten artykuł to pomóż nam go rozpowszechnić:

  • Umieść na NK
  • Wykop to
  • Umieść na Flakerze
  • Umieść na GG
Komentarze (0)

Artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Bądź pierwszy!

Dodaj komentarz

Przepisz kod*

Nazwa użytkownika:*

Treść komentarza:*

angry Mr. Green not happy Wink Rolling Eyes Crying or Very sad Embarassed Razz Laughing n n n n n n n n

Reklama ogólnosieciowa