Reklama ogólnosieciowa

Poradnik -> Wielka Brytania -> Nadgodziny za nic

Nadgodziny za nic

2010-03-13 12:29:32

Kochamy je, gdy nam za nie płacą. Nienawidzimy, kiedy niczego za nie nie dostajemy. Często jednak sami je bierzemy, rzekomo nieświadomie. Oto cały paradoks nadgodzin.

Jak byśmy zareagowali, gdyby nasz pracodawca poprosił nas o dobrowolną dotację dla firmy w wysokości kilku tysięcy funtów? Najprawdopodobniej większość z nas potraktowałaby to jako niesmaczny żart. Jak się jednak okazuje, takie prezenty swoim szefom robi z roku na rok coraz więcej brytyjskich pracowników. Oczywiście nie w gotówce, lecz poprzez nieodpłatnie przepracowane nadgodziny. Przynajmniej pięć milionów osób powinno za nie zarobić dodatkowo około pięciu tysięcy funtów w skali rocznej. Jak można się jednak spodziewać, nikt się po te pieniądze nie zgłasza.

Reklama ogólnosieciowa

Tak się jakoś uskładało


Być może łatwiej byłoby nam sobie uświadomić, ile czasu oddajemy w prezencie naszemu pracodawcy, gdyby wszystkie tygodniowo przepracowane nadgodziny zgromadzić pod postacią jednego dodatkowego dnia pracy. Zazwyczaj jednak składa się na nie patchwork utkany z nadprogramowych minut i kwadransów, które traktowane oddzielnie raczej nie są w stanie zmącić naszego spokoju.

– Nigdy nie traktowałam tego w ten sposób, że robię coś przeciw sobie – mówi Edyta, która od dwóch lat pracuje jako asystentka nauczyciela w jednej z londyńskich podstawówek. Jak sama przyznaje, praca z dziećmi zawsze sprawiała jej przyjemność i jakoś nigdy nie przeszkadzał jej fakt, że szkole poświęca często swój prywatny czas.

Teoretycznie Edyta powinna pojawiać się w pracy na pół godziny przed przyjściem dzieciaków. – Tyle, że te pół godziny zazwyczaj nie wystarczy, więc w szkole i tak jestem znacznie wcześniej – mówi. W tym czasie musi przygotować klasę na cały dzień zajęć. Rozkłada materiały, szykuje rekwizyty, które później przydadzą się w trakcie gier i zabaw. Kiedy w klasie pojawiają się dzieciaki, wszystko musi już być gotowe. Później cala jej uwaga skupia się już tylko na podopiecznych.

Dokładnie w samo południe zaczyna się długa, trwająca godzinę i piętnaście minut przerwa. Za ten czas asystenci w brytyjskich szkołach nie dostają pieniędzy i teoretycznie powinni go przeznaczyć na własne sprawy i odpoczynek.

– Tak naprawdę w trakcie długiej przerwy udaje mi się wygospodarować dla siebie tyle czasu, żeby odwiedzić toaletę i napić się kawy w pokoju nauczycielskim – mówi Edyta. – Resztę czasu zazwyczaj spędzam przy kserokopiarce przygotowując coś na następne zajęcia, wymieniając dekorację w klasie i książki na półkach oraz szykując rzeczy na następne dni – tłumaczy.

O godzinie 15.15 dzieci wracają do domów. – Teoretycznie powinnam w pracy pozostać do godziny 16, jednak normą jest, że wychodzę znacznie później, niż powinnam – mówi. W tym czasie razem z nauczycielką planują zajęcia na przyszłe dni i kończą to, czego nie zdążyły zrobić w ciągu dnia.

W sumie z kontraktu, który podpisała Edyta wynika, że jej tydzień pracy powinien trwać 29 godzin. – Jak sobie podliczę te wszystkie dodatkowe kwadranse, to mi wychodzi, że w szkole spędzam przynajmniej 37 godzin – mówi i dodaje, że i tak pracuje mniej niż nauczycielka z jej klasy. – Ona jest już w szkole na długo przede mną i zostaje w niej po moim wyjściu do domu.

Przerażające statystyki


Edyta, a nawet cały sektor oświaty nie są żadnym wyjątkiem. To raczej reguła. Historia z ukrytymi – niezbyt udanie – nadgodzinami powtarza się jak Wielka Brytania długa i szeroka: na budowach, w magazynach, biurach nieruchomości i w supermarketach. Z badań przeprowadzonych na zamówienie centrali związków zawodowych TUC wynika, że co tydzień prawie pięć milionów pracowników dobrowolnie zostaje po godzinach w pracy, w dodatku nie oczekując za to należnej im zapłaty.

Raport TUC mówi o managerach i specjalistach, którzy średnio oddają w ciągu tygodnia w prezencie swojemu pracodawcy około siedem godzin ze swojego życia. Co piąty z tej armii „wolontariuszy” spędza w swoim biurze ponad 48 godzin tygodniowo. W przypadku 900 tysięcy liczba darmowych nadgodzin w tygodniu przekracza 10. Dla przedstawicieli TUC taka ilość to już zjawisko ekstremalne.

Gdyby pracodawcy chcieli wynagrodzić swoim nadgorliwym pracownikom wszystkie przepracowane przez nich nadgodziny, z ich kont bankowych znikłoby około 27,4 miliarda funtów, a każdy z nadgorliwców mógłby liczyć na dodatkowe 5402 funty w skali rocznej! Z badań wynika również, że najchętniej na bezpłatne nadgodziny godzą się samotne kobiety. Drugie miejsce zajmują samotni mężczyźni, później osoby żyjące w stałych związkach, a na końcu tabeli znajdują się samotni rodzice.

Wydawać by się mogło, że taki problem powinien być obcy osobom zatrudnionym w sektorze publicznym. Po bliższym przyjrzeniu się sprawie okazuje się jednak, że ze wspomnianych wcześniej 27 miliardów jedna trzecia to pieniądze, które za nadprogramowe nadgodziny swoim pracownikom winne jest właśnie państwo. Na bezpłatne nadgodziny zgadza się w tym przypadku co czwarta osoba. W sektorze prywatnym po pracy zostaje co szósty pracownik, czyli 18,3 proc. Co ciekawe pracownicy sektora publicznego o wiele chętniej zgadzają się na przepracowanie więcej niż wspomniane wcześniej „ekstremalne” dziesięć dodatkowych godzin. Kiedy przegląda się tabelki ze związkowego raportu, w oczy rzuca się przewaga pewnych zawodów. Wśród nich królują trzy – prawnicy, pracownicy opieki społecznej i właśnie nauczyciele. Ponad połowa spośród osób wykonujących te zawody regularnie pozostaje dłużej w pracy.

Ciśnienie idzie z dołu


Pracujący dla TUC statystycy zauważyli, że zaobserwowana przez nich nadwyżka nadgorliwości zbiegła się w czasie z ciężką sytuacją na rynku pracy. Z oficjalnych danych wynika, że ponad 2,8 miliona zatrudnionych na pół etatu Brytyjczyków chciałoby spędzać więcej czasu w swojej pracy lub zatrudnić się w jakiejś innej firmie, która mogłaby im zaproponować zatrudnienie w pełnym wymiarze godzin. O tym, że obecna sytuacja ekonomiczna raczej nie zachęca do walki o swoje prawa, wiedzą dobrze pracownicy pozarządowej organizacji London Citizens, od lat angażującej się w kampanie społeczne nagłaśniające przypadki łamania praw pracowniczych.

– Ostatnio pracodawcom jest łatwiej oczekiwać od swoich podwładnych większych poświęceń, ponieważ ludzie boją się, że jest recesja i w razie czego trudno im będzie znaleźć jakieś nowe zajęcie – mówi pracująca dla London Citizens Marzena Cichoń. – Jeżeli ktoś już ma pracę, to się jej trzyma jak może.

Polka przyznaje, że panujący na Wyspach od prawie dwóch lat kryzys stał się dla wielu firm dobrą wymówką na to, żeby ograniczyć koszty.

– Ludzie się do nas zgłaszają i skarżą, że pracodawca zwalnia część swojego personelu i całość obowiązków przerzuca na tych, którzy pozostali. Siłą rzeczy ludzie obciążeni podwójną ilością obowiązków zostają dłużej, żeby móc się z nich wywiązać – tłumaczy i dodaje, że taki proceder nie zawsze wynika z trudnej sytuacji spółki. – Często okazuje się, że biznes kręci się całkiem dobrze, a firma po prostu poszukuje dodatkowego źródła zysków – tłumaczy.

Praca marzeń


Często zdarza się i tak, że nie odchodzimy od biurka czy od taśmy, bo nie chcemy się wyłamywać z ogółu. Szczególnie na początku, jeśli jesteśmy nowi, wydaje się to nam szczególnie trudne. Marzena swoją wymarzoną pracę zaczęła zaledwie przed kilkoma tygodniami. Duża międzynarodowa firma zaproponowała jej objęcie stanowiska zgodnego z ukończonym przez nią kierunkiem studiów. Pensja jak najbardziej adekwatna do stawianych przed nią zadań.

– W trakcie rozmowy wstępnej byłam przekonana, że wszyscy inni kandydaci, których widziałam tego dnia, są znacznie bardziej kompetentni niż ja. Kiedy w końcu do mnie oddzwonili, na początku nie wierzyłam, że mi się udało – opowiada.

Pierwszego dnia Marzena przyszła do pracy trochę stremowana. Nie wiedziała, czego się może spodziewać. – Pierwsze dwa tygodnie były najgorsze. Okazało się, że nie mam pojęcia o całej masie rzeczy. Od samego początku przerażały mnie sumy, które przewijały się przez mój monitor. W mojej poprzedniej pracy, taka ilość pieniędzy to była po prostu abstrakcja – tłumaczy. Teraz – jak przyznaje – już się z tym wszystkim oswoiła.

– Wszystko przychodzi mi z coraz większą wprawą, jednak okazuje się, że jeszcze nie poznałam wszystkich obowiązków. Codziennie dowiaduję się czegoś nowego i codziennie mam więcej do zrobienia – mówi. – Pracy jest tyle, że przychodzę rano, siadam przed komputerem i już po chwili jest 17. Nawet nie wiem, kiedy upływa mi czas.

Zresztą o przepisowej godzinie 17.00 Marzena wcale od komputera nie wstaje, tak jak i reszta jej departamentu. – Na cały nasz wydział tylko jedna osoba powiedziała, że ma rodzinę i nie zamierza tracić z nią kontaktu. Reszta siedzi przed komputerem przynajmniej do siódmej wieczorem – mówi i zastrzega, że nikt od niej dłuższej pracy nie wymaga.

– Pracuję tutaj dopiero kilka tygodni i po prostu czułabym się niezręcznie, gdym się wyłamywała – tłumaczy.

Ucieczka w pracę


Zdaniem psychoterapeutki Krystyny Walewskiej-Huseynow, odkryty przez TUC problem nie ogranicza się jedynie do Wielkiej Brytanii i powoli zaczyna być elementem kultury pracy na całym świecie.

– Ludzie nigdy nie pracują za darmo. Za tym zawsze coś się kryje. Nawet jeśli pracujemy społecznie, to przecież robimy to dla satysfakcji – tłumaczy. Psychoterapeutka uważa, że lęk przed utratą pracy może być jedną z przyczyn takiego postępowania, jednak bywa, że chodzi o coś o wiele poważniejszego.

– Często praca to również wymówka, która pozwala nam później wracać do domu. Jeśli czujemy się w nim źle, to po prostu nie chcemy tam przebywać – tłumaczy. Taką niechęć może wywoływać wiele przyczyn. Może chodzić o złą atmosferę albo o nieumiejętność odnalezienia się w sytuacjach, które czekają na nas w życiu. – Ktoś może się świetnie czuć w roli specjalisty, a niekoniecznie tak samo dobrze sprawdzać się w roli ojca – tłumaczy.

Jej zdaniem taka „ucieczka w pracę” nie jest jednak żadnym panaceum na nękające nas problemy. Co gorsza, może je jeszcze bardziej pogłębić.

– Nadmierna koncentracja na życiu zawodowym niszczy nasze życie rodzinne i towarzyskie. Jedną z przyczyn rozpadu rodzin jest to, że ludzie ze sobą nie spędzają czasu. Jeśli nie przebywają ze sobą, nie mają wspólnych przeżyć. Kiedyś w przyszłości nie będą mieli wspólnych wspomnień – tłumaczy i dodaje, że taka nadgorliwość w pracy jest również niebezpieczna dla ludzi samotnych.

– W pewnym momencie sami zamykamy się w pułapce samotności. Nie mamy się z kim spotykać, więc przesiadujemy w pracy. Ponieważ większość czasu zajmuje nam praca, nie mamy szans na spotkanie kogoś interesującego – mówi.

Jakub Ryszko
Źródło: Goniec

Oceń artykuł
(głosów: 3, średnia ocena: 5)
Uwaga: Właściciele serwisu nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za sposób w jaki są używane artykuły, bądź podejmowane decyzje na ich podstawie.

Jeżeli lubisz ten artykuł to pomóż nam go rozpowszechnić:

  • Umieść na NK
  • Wykop to
  • Umieść na Flakerze
  • Umieść na GG
Komentarze (9)
ela ela
artykul szczery do bółu!!! niestety przykre ale prawdziwe wiec drodzy rodacy ja JUŻ nie robie nadgodzin!! znam swoja wartosc i to ze jestem dobrym pracownikiem a pracodawca jak chce to cie zwolni czy robisz nadgodziny czy nie!!!
  • 2011-01-21 01:09
  • Cytowanie selektywne Cytuj całego posta
Poparcie: 0
ela napisał(a):
artykul szczery do bółu!!! niestety przykre ale prawdziwe wiec drodzy rodacy ja JUŻ nie robie nadgodzin!! znam swoja wartosc i to ze jestem dobrym pracownikiem a pracodawca jak chce to cie zwolni czy robisz nadgodziny czy nie!!!


Proste.
  • 2011-01-21 02:19
  • Cytowanie selektywne Cytuj całego posta
Poparcie: 0
nie ma co popadać w skrajności, bo może sie skończyć na tym, że pracodawca przeprowadzi ankiete kto pali a kto nie i odliczy od puli godzin przerwę na dymka (nawet ta teoretyczna), a potem pójdzie jeszcze dalej i zacznie odliczać przerwy na siku itp.
Wszystko skończy się tym, że zamiast za spędzone w pracy 8 godzin zostanie rozliczone 6.
Poza tym, jesli ktos przykładowo ma pracować od 7ej do 15ej to nie znaczy, że o godzinie 7 przekracza próg miejsca pracy, bo de facto w tym momencie jeszcze nie pracuje.
Wystarczy popatrzec na siebie i pomysleć, co robimy zaraz po przyjściu do pracy na poranną zmianę czyli na 7 rano. Według mnie to wyglad tak:
7:00 wchodzimy do firmy
7:00 - 7:15 rozpłaszczanie sie lub rozkurtkowywanie (w sensie ubaniowym), parzenie porannej kawy
7:15-7:30 siorbiemy kawę i wymieniamy sie informacjami o wczorajszych wydarzeniach
7:30 - zaczynamy pracę

Sytuacja wygląda bardziej skomplikowanie w przypadku firm pracujących na 2 lub 3 zmiany.
pomijam fakt, że osoba notorycznie odmawiająca pozostania w miejscu pracy kilku minut dłużej po to aby pomóc innym w podobny sposób zostanie potraktowana w momencie kiedy ona sama będzie potrzebować pomocy.

A tak przy okazji. Ela, po co w ogóle chodzisz do pracy? Przecież i tak cie zwolnią
  • 2011-01-21 03:44
  • Cytowanie selektywne Cytuj całego posta
Poparcie: 0
nemo-nemo napisał(a):
A tak przy okazji. Ela, po co w ogóle chodzisz do pracy? Przecież i tak cie zwolnią


good point!
  • 2011-01-21 04:58
  • Cytowanie selektywne Cytuj całego posta
Poparcie: 0
anieliczka napisał(a):
nemo-nemo napisał(a):
A tak przy okazji. Ela, po co w ogóle chodzisz do pracy? Przecież i tak cie zwolnią


good point!

A ja uważam, że mimo że to żart, jest jednak trochę uszczypliwy.

To czy ktoś chce chodzić do pracy ponad planowo czy nie, uważam za osobistą sprawę.
Natomiast nie zgadzam sie z tym aby pracodawca traktował nas przedmiotowo i w jakimkolwiek stopniu to wymuszał.
Wydaje mi sie że Ela właśnie to chciała nam przekazać - żebyśmy nie pozwolili sobą poniewierać.
  • 2011-01-21 17:14
  • Cytowanie selektywne Cytuj całego posta
Poparcie: 0
Cenzor napisał(a):
anieliczka napisał(a):
nemo-nemo napisał(a):
A tak przy okazji. Ela, po co w ogóle chodzisz do pracy? Przecież i tak cie zwolnią


good point!

A ja uważam, że mimo że to żart, jest jednak trochę uszczypliwy.

To czy ktoś chce chodzić do pracy ponad planowo czy nie, uważam za osobistą sprawę.
Natomiast nie zgadzam sie z tym aby pracodawca traktował nas przedmiotowo i w jakimkolwiek stopniu to wymuszał.
Wydaje mi sie że Ela właśnie to chciała nam przekazać - żebyśmy nie pozwolili sobą poniewierać.


Cenzor, ale nie trzeba się spinać, tak? Żart, owszem, uszczypliwy, ale nemo-nemo wykazał też, ze nie do końca pracownicy są tak produktywni jak się tego od nich oczekuje. Innymi słowy - każdy kij ma dwa końce.
  • 2011-01-21 19:20
  • Cytowanie selektywne Cytuj całego posta
Poparcie: 0
Ani sie nie spinam, ani tego nie neguje, po prostu wziąłem pod uwagę tytuł wątku pod uwagę, i mam na ten temat swoje zdanie, które wyraziłem.
Znam to z autopsji, takie przymuszanie do nadgodzin za które np. agencja płaci jak za zwykłą godzinę.
Nie rozumiem dlaczego skoro mam inne zdanie na jakiś temat, muszę być poddenerwowany, "spięty", czy jeszcze jakiś inny?
Od tego jest forum żeby dzielić się swoimi poglądami, właśnie przede wszystkim wtedy, gdy zdania są podzielone.
Nikogo przecież nie miałem w zamiarze obrażać czy coś.
Ja raczej szanuje ludzi którzy rozmawiają ze mną szczerze, nawet jeśli mają odmienne zdanie na jakiś temat.
  • 2011-01-21 22:07
  • Cytowanie selektywne Cytuj całego posta
Poparcie: 0
Cenzor, rozepnij się, rozluźnij brzuszek i będzie dobrze
Sorki jeśli kogoś uraziłem uszczypliwym żartem ale... no właśnie.
Tak się składa, że pracuje w firmie gdzie są 3 zmiany 7-15, 15-23, 23-7 i nic mnie tak nie wkurza, jak osoba wchodząca do pracy dokładnie o 7 rano potem idąca się przebrać, zrobić kawkę a ja czekam żeby przekazać kase z 2 sejfów i przekazać informację. A ta osoba sobie lajtowo tzw. wolnym leszczem łazi i kończy się na tym, że wychodzę do domu 7:20 albo 7:30. Natomiast ta sama osoba, kiedy kończy druga zmianę a ja przychodzę o 22:55 juz drobi w miejscu i jęczy " Bo ja chcęęęęę już do domu iść!!!!" tak jakbym ja nie chciał dzień wcześniej też do domu wyjść.
Może mam inne spojrzenie na pracę ale dla mnie jeśli pracujesz od 7 rano to znaczy, że o 7 masz mieć włączony komputer, tokarkę czy trzymać kielnię i cegłę w dłoni a nie mówić wszystkim "dzień dobry".
  • 2011-01-21 22:46
  • Cytowanie selektywne Cytuj całego posta
Poparcie: 0
nemo-nemo napisał(a):
Cenzor, rozepnij się, rozluźnij brzuszek i będzie dobrze

Jasne, jasne, już jestem po tych czynnościach.
napisał(a):
Sorki jeśli kogoś uraziłem uszczypliwym żartem ale... no właśnie.
Tak się składa, że pracuje w firmie gdzie są 3 zmiany 7-15, 15-23, 23-7 i nic mnie tak nie wkurza, jak osoba wchodząca do pracy dokładnie o 7 rano potem idąca się przebrać, zrobić kawkę a ja czekam żeby przekazać kase z 2 sejfów i przekazać informację. A ta osoba sobie lajtowo tzw. wolnym leszczem łazi i kończy się na tym, że wychodzę do domu 7:20 albo 7:30. Natomiast ta sama osoba, kiedy kończy druga zmianę a ja przychodzę o 22:55 juz drobi w miejscu i jęczy " Bo ja chcęęęęę już do domu iść!!!!" tak jakbym ja nie chciał dzień wcześniej też do domu wyjść.
Może mam inne spojrzenie na pracę ale dla mnie jeśli pracujesz od 7 rano to znaczy, że o 7 masz mieć włączony komputer, tokarkę czy trzymać kielnię i cegłę w dłoni a nie mówić wszystkim "dzień dobry".

No tu się absolutnie zgadzam.
Nawet nie zipnę tą razom.
  • 2011-01-21 23:14
  • Cytowanie selektywne Cytuj całego posta
Poparcie: 0

Dodaj komentarz

Przepisz kod*

Nazwa użytkownika:*

Treść komentarza:*

angry Mr. Green not happy Wink Rolling Eyes Crying or Very sad Embarassed Razz Laughing n n n n n n n n

Reklama ogólnosieciowa