Reklama ogólnosieciowa

Poradnik -> Wasze artykuły -> Praca dla Brytyjczyka

Praca dla Brytyjczyka

2009-09-09 04:10:00

Fala gwałtownych strajków, która zalała niedawno Wyspy Brytyjskie, jest wydarzeniem na tyle ważnym – także dla Polaków – że należy przyjrzeć mu się dokładniej i ze szczegółami wyjaśnić zarówno jego podłoże, jak i potencjalne następstwa. Trzeba to zrobić tym uważniej, że mainstreamowe media – w tym także polonijne – relacjonowały te zdarzenia w histeryczny sposób wywołując panikę oraz podsycając niepotrzebnie strach przed możliwością utraty pracy przez rzesze naszych rodaków zatrudnionych przez Brytyjczyków.

Reklama ogólnosieciowa

Powód protestów

Protest, do którego dołączyli później pracownicy kilkunastu zakładów energetycznych z terenu Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej, rozpoczął się w rafinerii Lindsey, w angielskim hrabstwie Lincolnshire. Powodem rozpoczęcia strajku nie był jednak fakt zatrudnienia obcokrajowców (jak przedstawiała to część prasy), lecz sposób, w jaki zostało to uczynione. Angielscy robotnicy protestowali przeciwko temu, iż jedna z firm będących podwykonawcą prac konstrukcyjnych we wspomnianej rafinerii – włoska IREM – zatrudniła do pracy Włochów, których zwerbowała u siebie – we Włoszech. Oburzenie wywoływał fakt, iż włoski kontraktor nie ogłosił naboru wśród społeczności lokalnej, lecz we własnym kraju. Nikt – ani w Lindsey, ani w innych strajkujących zakładach – nie sprzeciwiał się zatrudnianiu np. Polaków, którzy przybyli tam w poszukiwaniu pracy, sprzeciwiano się natomiast wynajmowaniu robotników poza granicami Zjednoczonego Królestwa. Co więcej – wśród strajkujących (w różnych zakładach), znajdowały się także dość spore grupy Polaków.

Stosunek Brytyjczyków do obcokrajowców jest – można powiedzieć – ambiwalentny. Z moich obserwacji wynika, iż wciąż jeszcze przeważa zadowolenie z napływu wielkiej masy międzynarodowej siły roboczej, lecz wkrótce można się spodziewać – tym bardziej w obliczu pogłębiającego się kryzysu – wzrostu niechęci, czy nawet nastrojów ksenofobicznych. Podczas, gdy bezpośrednią przyczyną ostatnich strajków nie było – jak pisałem wcześniej – uczucie nienawiści do obcokrajowców – to w miarę rozwoju wypadków, pojawiały się coraz częstsze głosy wskazujące wyraźnie na budzenie się takich negatywnych emocji. Głosy te, jak zauważyła brytyjska prasa, podsycane były – jak zwykle w takich wypadkach – działaniami skrajnych, populistycznych, grup politycznych, które jednak nie mają (jak na razie) większego znaczenia na obszarze Wysp Brytyjskich. Zaskakującym natomiast spostrzeżeniem jest konstatacja, iż wystąpienia i hasła, które można bezsprzecznie zaliczyć do ksenofobicznej demagogii, inspirowane były – w dużej mierze – słowami brytyjskiego premiera, Gordona Browna. W wielu miejscach wiecujący robotnicy zbierali się pod transparentami z hasłem British jobs for British workers (brytyjskie miejsca pracy dla Brytyjczyków), które jest dosłownym cytatem z wypowiedzi Browna podczas konferencji laburzystów we wrześniu 2007. Choć z kontekstu tej przemowy (cytowanej przez The Guardian) nie wynika, wbrew pozorom, że Premier Rządu Jej Królewskiej Mości jest nacjonalistą przeciwstawiającym się zatrudnianiu obcokrajowców, to jednak jego słowa wykorzystane zostały w takim właśnie znaczeniu. Wywołało to – słuszną, w moim mniemaniu – krytykę premiera, zarówno ze strony związków zawodowych, jak i brytyjskich konserwatystów (dla których był to świetny pretekst do nieoficjalnego rozpoczęcia kampanii przed przyszłorocznymi wyborami). Polityk na takim stanowisku musi jednak dobierać słowa z większą starannością.

Dlaczego nie Brytyjczycy?

Jednym z zarzutów, stawianych przez strajkujących (nie tylko zresztą przez nich – podobne wypowiedzi zdarzają się częściej), jest twierdzenie, że napływowa siła robocza opłacana jest poniżej płacy Brytyjczyków. W toku wielostronnych rozmów ustalono, iż najprawdopodobniej wynagrodzenie wszystkich pracujących w Lindsey robotników jest takie same (choć nie ma w tym względzie całkowitej zgody – niektóre źródła podają np., że pensje Włochów przeliczane są z euro, co skutkuje realnie niższymi zarobkami). W każdym razie, po zakończeniu strajków, związki zawodowe oficjalnie przyznały, że nie mają dowodów, iż obcokrajowcy zarabiali mniej, niż Brytyjczycy (źródło: The Times). Powstaje zatem pytanie – dlaczego zatrudnia się napływową siłę roboczą, zamiast pracowników lokalnych? Powody takiego stanu rzeczy mogą być następujące: Brytyjczycy nie chcą podejmować oferowanej im pracy, obcokrajowcy są tańsi, lepsi, lub szybsi. Po odrzuceniu tezy o niższych zarobkach migrantów, pozostałe trzy stwierdzenia, jak się okazuje, są prawdziwe.

Cytowany przez Evening Standard, brytyjski minister handlu, Peter Mandelson, stwierdził, że kontrakt przejęty przez włoską firmę, był w pierwszym rzędzie przyznany przedsiębiorstwu brytyjskiemu. Brytyjczycy nie byli jednak w stanie wywiązać się ze zobowiązań, ponieważ nie mieli robotników gotowych do podjęcia tej pracy. Podobne wypowiedzi – nie tylko przedstawicieli rządu, ale również reprezentantów społeczności lokalnych – cytowane były przez szereg innych tytułów prasowych. W lokalnym tygodniku kumbryjskim The Cumberland News opublikowano spory artykuł, omawiający zagadnienia miejscowego rynku pracy i wpływu robotników przyjezdnych na życie regionu.

Wymowa tego tekstu jest jednoznaczna – Zjednoczone Królestwo zdecydowanie zyskuje na fakcie masowego napływu zagranicznej siły roboczej. Oprócz tego, że robotnicy napływowi są – po prostu – lepszymi pracownikami, ich gromadne przybycie na Wyspy wydatnie przyczynia się do rozwoju lokalnych struktur społecznych, kulturalnych i ekonomicznych. Stymulują oni zarówno rozwój miejscowego handlu, jak i wnoszą – doceniane przez sporą część gospodarzy – nowe wartości do codziennego życia Brytyjczyków.

Podobne opinie pojawiają się raz na jakiś czas w brytyjskich mediach, zarówno lokalnych, jak i ogólnokrajowych. W zeszłym roku brytyjska telewizja wyemitowała pełnometrażowy film dokumentalny, opowiadający o małym miasteczku rybackim na północy Szkocji. Okazuje się, że przeważającą liczbę pracujących tam ludzi stanowią Polacy, a w programie padło stwierdzenie, że gdyby nasi rodacy nagle opuścili opisywaną miejscowość, nastąpiłby jej ekonomiczny upadek. Miasto zbankrutowałoby bez Polaków.

Globalizacja czy protekcjonizm?

Myślę, że warto spojrzeć na całą sprawę także z szerszej – europejskiej – perspektywy. Nieskrępowany przepływ towarów, usług i siły roboczej, jest jednym z fundamentów funkcjonowania współczesnego świata. Prawo międzynarodowe, w tym unijne, zostało ustanowione w taki sposób, aby zagwarantować możliwość tego swobodnego przepływu pomiędzy poszczególnymi państwami. Prawo to (jak każde inne) podlega jednak ciągłym zmianom, w taki sposób, aby mogło jak najlepiej służyć społeczeństwu. Powstaje pytanie – jakiemu społeczeństwu ma służyć prawodawstwo Unii Europejskiej? Sądzę, iż – wyzbywając się wszelkich złudzeń – można przyjąć, że nie istnieje twór pod nazwą społeczeństwo europejskie. Wciąż (na szczęście) mamy w Europie do czynienia z wieloma różnymi narodami, tworzącymi swoje własne – państwowe – społeczności. Tak więc prawo europejskie powinno być stanowione w taki sposób, aby zaspokajało jak najlepiej potrzeby poszczególnych narodów, wchodzących w skład Unii (plus paru państw nienależących do niej). Idąc dalej tym tokiem rozumowania – rządy poszczególnych państw europejskich odpowiedzialne są, w pierwszym rzędzie, za zapewnienie spokoju i dobrobytu obywatelom swoich państw. Równie ważnym elementem tego spokoju, jak rozwój ekonomiczny, jest bezpieczeństwo socjalne obywateli danego państwa. Rząd brytyjski (podobnie jak włoski, niemiecki, czy polski) postawiony w sytuacji wyboru: czy zapewnić warunki do spokojnego, w miarę bogatego, życia swoim obywatelom, nawet kosztem innych nacji (w dobie kryzysu taka sytuacja może się zdarzyć z dużą dozą prawdopodobieństwa), czy raczej dbać o obywateli innych państw europejskich, wybierze zawsze dobro swojego narodu. Dbanie o interesy swojego państwa i jego obywateli, jest jednym z głównych zadań, stawianych przed rządami wszystkich krajów.

Przyjmując takie założenie i uświadamiając sobie skutki rozwijającego się kryzysu, powstaje następne pytanie – czy, w sytuacji podobnej do opisywanych strajków – brytyjski premier zdecyduje się na posunięcia, które doprowadzić mogą do zamknięcia (lub radykalnego ograniczenia) rynku pracy dla cudzoziemców, kosztem utrzymania spokoju społecznego? Czy ważniejsze jest dobre samopoczucie (bojących się o swoją przyszłość – co łatwo zrozumieć) angielskich robotników, czy ważniejsze są dochody ponadnarodowych korporacji (zatrudniających najlepszych, swoim zdaniem, pracowników), czy może gospodarczy rozwój brytyjskiej infrastruktury (niewątpliwie szybszy w obecnych, pozbawionych protekcjonizmu, warunkach)? W przypadku zastosowania rozwiązań protekcjonistycznych, trzeba się liczyć z reakcją innych państw, w których w chwili obecnej zatrudnionych jest kilkaset tysięcy poddanych Jej Królewskiej Mości. Co stanie się z wyrzuconymi z Włoch, z Portugalii, z Chin, czy z Indii, Brytyjczykami? Czy brytyjskie firmy, produkujące na brytyjskiej ziemi i zatrudniające brytyjskich pracowników, będą na tyle efektywne, aby – poza utrzymaniem niezbędnego poziomu gospodarczego kraju – dać zatrudnienie wszystkim chętnym rodakom i być zdolnym zapłacić im pieniądze, które pozwolą na spokojne życie?

Stan obecny

W chwili obecnej sytuacja – po kilkudniowych negocjacjach z udziałem przedstawicieli strajkujących, związków zawodowych i instytucji rządowych – wydaje się być ustabilizowana. Podpisano oficjalną umowę, w której – oprócz szczegółowych zapisów dotyczących tego konkretnego przypadku – reprezentanci międzynarodowych koncernów zobowiązali się do zatrudniania (w przyszłości) robotników z zagranicy na warunkach wcześniej wynegocjowanych przez brytyjskie związki zawodowe dla pracowników lokalnych. Zgodzono się także na prowadzenie naborów na nowe miejsca pracy w sposób umożliwiający jego większą obserwację i kontrolę przez związki zawodowe i mieszkańców danego terenu. Podkreślić przy tym trzeba, że – pomimo iż akcja strajkowa określana była jako największa tego typu operacja na Wyspach od czasu słynnego strajku górników w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku – przebiegła ona w sposób spokojny, a uzgodnienia zapadły szybko i bez większych awantur. Jest to tym cenniejsze, iż strajki te były strajkami dzikimi – nie wypełniono wszystkich obowiązkowych warunków, aby mogły być one uznane za oficjalną akcję związkową. Pomimo tego, rząd – wraz ze związkami zawodowymi – doprowadził do ugody pomiędzy strajkującymi robotnikami, a szefostwem zagranicznych firm. Ugody, z której – jak na razie – zadowoleni wydają się być wszyscy, choć obywatele Zjednoczonego Królestwa nie kryją obaw przed nadchodzącymi, ciężkimi, latami.

W chwili, kiedy piszę te słowa, agencje donoszą o rozpoczęciu nowych strajków. Ponownie punktem zapalnym jest zatrudnienie obcokrajowców przez zagranicznych podwykonawców – tym razem w konflikcie uczestniczą dwie polskie firmy: Remak i ZRE (źródło: BBC).

Autor: Maciej Lewandowski, źródło: Fabryka Słów

Oceń artykuł
Uwaga: Właściciele serwisu nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za sposób w jaki są używane artykuły, bądź podejmowane decyzje na ich podstawie.

Jeżeli lubisz ten artykuł to pomóż nam go rozpowszechnić:

  • Umieść na NK
  • Wykop to
  • Umieść na Flakerze
  • Umieść na GG
Komentarze (0)

Artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Bądź pierwszy!

Dodaj komentarz

Przepisz kod*

Nazwa użytkownika:*

Treść komentarza:*

angry Mr. Green not happy Wink Rolling Eyes Crying or Very sad Embarassed Razz Laughing n n n n n n n n

Reklama ogólnosieciowa