Reklama ogólnosieciowa
Goniec Polski pisze o ciekawej inicjatywie jaka powstała w Londynie. Otóż w czasach gwałtownego wzrostu bezrobocia rolę pośredniaków zaczynają przyjmować prywatne firmy. O co chodzi? Jeśli państwo nie radzi sobie z wydawaniem publicznych pieniędzy, trzeba przekazać je w prywatne ręce - z pewnością nie zostaną zmarnowane.
Z takiego założenia wyszli szefowie pewnej prywatnej firmy, zajmującej się na co dzień wsparciem dla osób bezrobotnych. Instytucja ta, dzięki funduszom z Unii Europejskiej wspiera osoby, które utraciły zatrudnienie. Zasada jest prosta - jeśli klient w ciągu kilku tygodni nie dostanie umowy o pracę, firma nie zobaczy honorarium. Efekt przerósł najśmielsze oczekiwania - aż 70 procent wszystkich bezrobotnych trafiających do tej firmy w krótkim czasie wraca na ścieżkę kariery zawodowej.
Reklama ogólnosieciowa
Pieniądze na likwidację bezrobocia pochodzą z Europejskiego Funduszu Społecznego i trafiają do wszystkich krajów członkowskich Unii. Do tej pory jednak trafiały one głównie do państwowych biur pośrednictwa pracy, które zazwyczaj nie radziły sobie z obsługiwaniem bezrobotnych. Recepta okazała się prosta - te same pieniądze wystarczy dać firmom prywatnym, a ich honorarium uzależnić od wyników. Ciekawe czy w Polsce również powstają takie firmy?
Więcej o tym w artykule pt. "Praca nie tylko dla orłów" na stronie internetowej goniec.com
W Wielkiej Brytanii cały czas trwają dyskusje wokół skandalu z wydatkami parlamentarzystów. Przypomnijmy - kilka tygodni temu okazało się, że wielu z nich wykorzystuje pieniądze podatnika na cele prywatne, całkiem do tego nieuprawnione. Mniejsze lub większe grzeszki popełniali nie tylko politycy z rządzącej Partii Pracy, ale również z opozycji. Ostatnio głośno zrobiło się wokół kolejnego już posła z Partii Konserwatywnej, Paula Viggersa. Otóż za sumę 1645 funtów wybudował on domek dla kaczek na prywatnym stawie koło swojej posiadłości i uzyskał refundację tej kwoty z państwowych pieniędzy. Viggers obiecał, iż zwróci całą sumę oraz 10 tys. funtów innych kosztów, które również dostał z kieszeni podatnika. Co ciekawe - zasiadający w parlamencie od 1974 roku Viggers oświadczył, że w związku ze skandalem nie będzie startował w wyborach na następną kadencję.
W środę inny konserwatywny poseł Anthony Steen ogłosił, że ustąpi po tym jak udowodiono mu, że w okresie 4 lat pobrał 80 tys. funtów na pokrycie kosztów prac wykonanych w jego prywatnej posiadłości wartej milion funtów. Z kariery politycznej jako pierwszy konserwatywny poseł wycofał się Douglas Hogg, któremu "Daily Telegraph" wytknął, iż wystąpił o refundację kosztów czyszczenia prywatnej fosy.
Zachowanie brytyjskich posłów mogłoby posłużyć również jako wzór dla niektórych polskich parlamentarzystów. I nie chodzi tutaj o domki dla kaczek, lecz o zasadę. Jeśli opinia publiczna dowiedziała się, że jakiś poseł bierze udział w niejasnych moralnie i prawnie interesach to powinien on ustąpić ponieważ stracił zaufanie wyborców. U nas wprowadza się specjalne ustawy zakazujące startu w wyborach osobom z wyrokami sądowymi. To i tak już duży postęp...
Paweł Bruger
prasowe.com
Reklama ogólnosieciowa
Artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Bądź pierwszy!
Dodaj komentarz
Wybór opcji:
Publikuj bez rejestracji (akceptuje regulamin)
Nowy użytkownik - załóż konto (rejestracja w 20 sekund!)
Zarejestrowany użytkownik - zaloguj się