Reklama ogólnosieciowa

Infolinia.org -> Prasa Polonijna -> Jeśli nie będzie busy, wezmę offa...

Jeśli nie będzie busy, wezmę offa...

2009-04-27 14:09:30

Dlaczego na Wyspach powstał slang, który stał się tak popularny?Dlaczego na Wyspach powstał slang, który stał się tak popularny?










Dlaczego na Wyspach powstał slang, który stał się tak popularny? Czyżbyśmy zapominali, jak mówić po polsku?

Angielski wyraz wpleciony w polskie zdanie, przejęty w całości lub z dodaną odpowiednią końcówką, nie należy do rzadkości podczas naszych konwersacji.

 

Reklama ogólnosieciowa

 

Winne jest środowisko

Kazimierz (46 lat) mieszka w Londynie od 2004 roku, gdzie pracuje jako kucharz. "Im dłużej mieszkasz w Anglii, tym więcej słownictwa zapominasz" – mówi. "Znam Polaków, którzy w czasie rozmowy szukają w pamięci polskich słów, a gdy nie potrafią ich odnaleźć, posługują się angielskim. Zdarza to się każdemu, mnie również". Kazimierz podkreśla, że w życiu musimy dostosować się do sytuacji, w której się znaleźliśmy. Nie jest to tylko kwestia przyzwyczajenia, ale również presji, którą wywiera na nas środowisko. Tylko bardzo silna jednostka potrafi oprzeć się wpływom zewnętrznym. Dotyczy to także nawyków językowych. Kazimierz przyznaje, że sam zastępuje wiele polskich słów angielskimi. Powodów jest wiele: przede wszystkim nie każdy angielski wyraz ma swój identyczny polski odpowiednik, chociażby "busy", które naprawdę ciężko przetłumaczyć. "Gdy mówisz: »Ale było dziś busy«, każdy cię zrozumie. Jak to właściwie powiedzieć po polsku?" – zastanawia się Kazimierz – "był ruch, dużo pracy? Nie da się!".

Adaptacja angielskich słów często pozwala na szybszą i bardziej zrozumiałą komunikację. Zamiast dwóch słów (np. bilet okresowy) można powiedzieć jedno (travelka). "Żaden Polak nie powie też: »Idę kupić travelkę«, raczej »doładować« czy »dotopapować«. Wynika to z różnicy pomiędzy polskim a angielskim systemem sprzedawania biletów" – śmieje się Kazimierz. Przyznaje jednak, że często zupełnie bez powodu wplata w polskie zdania angielskie wyrazy, np.: oglądałem to w TV; jestem sick; don't worry, kolego. "Sam właściwie nie wiem, dlaczego to robię. To pewnie podświadome. Ponadto winne jest środowisko, które przekazuje takie wzorce" – dodaje.

W cateringu to normalne

Renata (24 lata) i Arek (23 lata) w Anglii mieszkają od 2006 roku. Od początku swojego pobytu związani są z cateringiem. Oboje zgadzają się, że wyrazy angielsko-polskie to niewątpliwy wpływ środowiska, które ich otacza. "Wszyscy tak mówią, więc ty też" – mówi Renata. "Jest to w pewien sposób podświadome. Gdy codziennie słyszymy angielskie słowa, zapamiętujemy je i przenosimy do naszego życia, przystosowując je do polskich warunków". Para twierdzi, że zabieg ten ułatwia nieco pracę w cateringu i jest niezwykle popularny pośród pracujących tam osób. "Mówiąc: »poliszowałem katlery«; »klient zamówił czikena«; »gdzie są napkiny«, zapamiętujemy nowe słowa i dzięki temu łatwiej jest nam przystosować się do otoczenia" – twierdzi Renata. Pozwala to także sprecyzować pewne rzeczy. "Zamiast opowiadać o tym, jak się czyściło stoliki, nosiło jedzenie, zbierało zamówienia, mówi się, że było się dziś na floor i wszystko staje się jasne" – śmieje się Arek. Polska para podkreśla stanowczo, że w życiu codziennym stara się nie stosować angielskich słów, mimo że większość znajomych wręcz świadomie ich nadużywa, tworząc własne polsko-angielskie twory, np. nie mam cashu, utknąć w traffiku, zapłacić inszurensa, co świadczy wręcz o swoistej modzie językowej i ukształtowaniu się polonijnego slangu.

Renata i Arek zgadzają się natomiast ze swoimi znajomymi w jednej kwestii: tłumaczenie na polski słownictwa urzędowego i specjalistycznego jest bezsensowne, gdyż w większości przypadków nie ma ono odpowiedników, które oddawałyby ich sens dosłowny: mieszkanie counsilowskie, być na emergency tax, nie płacić counsil taxu, mieć benefity.

Mobile księdza proboszcza

Tomasz (27 lat), inżynier w międzynarodowym koncernie produkującym telewizory, przyjechał do Anglii kilka miesięcy temu. W pracy, w kontaktach z innymi Polakami, często używa angielskich słów, ale zaznacza, że zjawisko to zauważył już w Polsce, pracując w międzynarodowym środowisku. "Jeśli szef ciągle każe osiągnąć target, rozpatrzyć claima, wyjaśnić, dlaczego jest dużo returnów, słówka te wbijają się do głowy i zaczyna się ich mimowolnie (choć z drugiej strony z wyboru) używać. Ułatwia i precyzuje to komunikację z pozostałymi członkami zespołu; wiesz na pewno, że się rozumiecie i że macie to samo na myśli. Ponadto, powtarzając te słowa, szybko je zapamiętujesz" – mówi Tomasz. Podkreśla jednak, że stara się nie przenosić tego do życia codziennego. Uważa, że specjalistyczne słownictwo w miejscu pracy, a także związane z angielskimi podatkami i prawem jest poniekąd usprawiedliwione. Rozumie także sytuacje, gdy ciężko jest znaleźć polski odpowiednik angielskiego słowa: "Jeśli polszczyzna nie dysponuje jakimś wyrazem, które można odnaleźć w języku angielskim, używanie go nie jest dla niej zagrożeniem, wręcz ją wzbogaca" – uważa Tomasz. Nie potrafi jednak zrozumieć Polaków, którzy tworzą polsko-angielską mieszankę w kontaktach osobistych. Tomasz zauważa jednak, że jeśli osoby, które z zasady powinny świecić przykładem i używać poprawnej polszczyzny, zawodzą, tym bardziej nie można oczekiwać tego od przeciętnego Polaka. „Słyszałem nauczycielkę polskiego mówiącą: »Dzisiaj w szkole miałam disaster«, a w gazetce parafialnej polskiego kościoła znalazłem »mobile księdza proboszcza«. I jak tu dyskutować o czystości języka?".

Trendy, ale z umiarem

Kazimierz, mimo że sam stosuje anglicyzmy, uważa, że ich nadużywanie i tworzenie polsko-angielskiego slangu nie jest pozytywnym zjawiskiem. W ten sposób przestajemy dbać o nasz język, tworzymy zupełnie niepotrzebny miks pokracznych słów, który przekazujemy członkom rodziny i społeczeństwu, i który w rezultacie staje się zagrożeniem dla naszego języka i tradycji. "To tak samo, jak kiedyś z makaronizmami. Polska szlachta wtrącała łacińskie słowa i zwroty, gdzie mogła, co było powszechnie tępione i zupełnie niepotrzebne". Kazimierz uważa, że wśród Polonii powstała moda na używanie angielskich słów podczas codziennej komunikacji. "Jest to na pewno trendy, ale trzeba uważać, żeby nie przesadzić. Ostatnio rozmawiałem ze starszą panią, która od ponad pięćdziesięciu lat mieszka w Anglii. Gdy spytałem, czy zdarza się jej zapomnieć polskiego słowa, wręcz się oburzyła. Czy nie powinniśmy zatem czerpać przykładu ze starszej emigracji? Czy oni pielęgnują język i tradycję, bo byli zmuszeni opuścić kraj, a my nie, bo sami dokonaliśmy wyboru, często wyjeżdżając wręcz »obrażeni« na Polskę?" – zastanawia się Kazimierz.  

Arek i Renata zauważają, że im bardziej czujemy się związani z Polską, tym bardziej powinniśmy propagować nasz język. "Niektórym Polakom wydaje się, że gdy będą używać wielu polsko-angielskich słów, będą bardziej trendy i na wyższym poziomie niż pozostali. Bardzo się mylą, bo ma to wręcz przeciwny efekt. Osobiście odbieramy ich nieraz jako ludzi prostych i ograniczonych" – mówi para.

Tomasz nadużywanie słów angielskich w sytuacjach codziennych uważa za bezsensowne i niezrozumiałe, jednak, niestety, bardzo popularne. "Jeśli nie będziemy dbać o czystość języka szybko stworzymy jakiś emigracyjny slang, który w zasadzie jest zupełnie niepotrzebny. A może już go stworzyliśmy?" – pyta retorycznie.

Odnaleźć złoty środek

Jak podaje "Nowy słownik poprawnej polszczyzny", język angielski wprowadza obce elementy nie tylko do naszej leksyki, ale i do całego systemu językowego i kultury, która nie zawsze jest najwyższych lotów, o czym świadczy chociażby słownictwo z niektórych filmów. Troska o kulturę języka ojczystego wymaga więc od jego użytkowników, zwłaszcza tych najbardziej świadomych, propagowania umiaru w bezkrytycznym przejmowaniu słów i zwrotów angielskich. Bez popadania w przesadną nacjonalistyczną poprawność można łatwo odróżnić ważne potrzeby nazewnicze od snobistycznej pozy, za którą stoi brak szacunku dla rodzimej kultury i tradycji, a nawet przekonanie o wyższości języka angielskiego nad polskim*.

*Nowy słownik poprawnej polszczyzny PWN, pod red. A. Markowskiego, Warszawa 2003 [tu:] Anglicyzmy [W:] Hasła problemowe, oprac. H. Jadacka, A. Markowski, str. 1617.

Anna Klin

Artykuł pochodzi z:
Oceń artykuł
(głosów: 3, średnia ocena: 3,7)
Uwaga: Właściciele serwisu nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za sposób w jaki są używane artykuły, bądź podejmowane decyzje na ich podstawie.

Jeżeli lubisz ten artykuł to pomóż nam go rozpowszechnić:

  • Umieść na NK
  • Wykop to
  • Umieść na Flakerze
  • Umieść na GG
Komentarze (1)
emil emil
MA MOZE KTOS NAMIAR NA BUSA  DO POLSKI Z MIDLES  czekam na odp
  • 2011-07-24 23:43
  • Cytowanie selektywne Cytuj całego posta
Poparcie: 0

Dodaj komentarz

Przepisz kod*

Nazwa użytkownika:*

Treść komentarza:*

angry Mr. Green not happy Wink Rolling Eyes Crying or Very sad Embarassed Razz Laughing n n n n n n n n

Reklama ogólnosieciowa