Reklama ogólnosieciowa

Infolinia.org -> Sport -> Nie chcą grać dla Polski

Nie chcą grać dla Polski

2008-11-17 22:57:51

Gra w reprezentacji Polski w powszechnym odczuciu to zaszczyt. Tymczasem rośnie grono sportowców, którzy nie chcą nosić koszulki z orzełkiem na piersi. Meldowanie się w kadrze na wezwanie selekcjonera jest obowiązkiem wobec kraju czy prywatną sprawą?

Reklama ogólnosieciowa

Sportowcy odmawiają gry w kadrze z różnych powodów. Najczęściej tłumaczą swoją decyzję przemęczeniem. Często świetnie grają w klubie, a gdy przychodzi termin zgrupowania kadry twierdzą, że mają lekkie kontuzje, albo że ich organizm jest przemęczony i boją się, że je złapią.

"Król Artur" nie wytrzymał

Zupełnie inne powody miał Artur Wichniarek. "Król Artur", jak w Bielefeld mówią o nim kibice, nie mógł pogodzić się z tym, że trener Leo Beenhakker nie zauważa goli, które regularnie strzela w Bundeslidze. Prestiżowy magazyn "Kicker" wybrał go piłkarzem miesiąca w Niemczech, lecz nawet to nie zmieniło decyzji selekcjonera. "Wichniar" w końcu nie wytrzymał i przed kamerami Polsatu Sport złożył deklarację, że nie zagra w kadrze, dopóki prowadzić ją będzie Beenhakker.

Choć w piłce nożnej gra w reprezentacji nie jest tak obciążająca, jak przykładowo w siatkówce, to napastnik Arminii nie jest jedynym piłkarzem, który ostatnio powiedział kadrze: dość. Chyba nie było kibica, który nie byłby zszokowany oświadczeniem Radosława Sobolewskiego tuż po tym, jak zapewniliśmy sobie awans do Euro 2008. Pomocnik Wisły Kraków nieoczekiwanie zakończył swoją karierę w kadrze, gdy był u szczytu formy. Z kolei Arkadiusz Radomski poinformował selekcjonera reprezentacji Polski Leo Beenhakkera, że rezygnuje z obecności na "liście rezerwowych" przed Euro 2008.

"Mam dość, jestem zmęczony, zajechany"

Gra w reprezentacji to nie tylko zaszczyt, ale i wyrzeczenia. Liga i puchary nie zostawiają wiele wolnego czasu. Gdy wreszcie można odpocząć, przychodzi powołanie do kadry. Zamiast urlopu z najbliższymi, są kolejne tygodnie skoszarowania i harówy na treningach. Trudno dziwić się, że zaczyna buntować się zarówno ciało, jak i dusza.

- W Polsce jest trzystu zawodników, a robi się dla nas plan meczowy taki, jak w NHL - ocenił kapitan naszej hokejowej kadry Leszek Laszkiewicz. - Tam przecież są tysiące hokeistów i można nimi rotować, a każda formacja ma swoje zadania. Z kolei u nas tyra się trzystoma, a z tego dwudziestu-trzydziestu robi wszystko, bo osłabienia, przewagi...

"Laszka" jednak jest na każde wezwanie. W lutym na zgrupowanie przed turniejem EIHC przyjechał do Sanoka z gorączką. Z góry wiedział, że nie jest do gry, ale zdecydował się na kilkugodzinną podróż, żeby nikt nie zarzucił mu, że wypina się na kadrę. Trener odesłał go do domu.

W pewnym momencie tematem numer jeden w polskiej siatkówce była odmowa gry w kadrze Anny Barańskiej. W lidze brylowała, ale stwierdziła, że na grę w reprezentacji nie jest gotowa. - Zarzuca się mi, że nie jestem patriotką, że nie kocham Polski. To bzdura. Gdyby tak było, dawno grałabym za granicą. Dla każdego ważne jest co innego. Dla kogoś siatkówka może być całym życiem. Dla mnie nie jest. Mam też rodzinę, zdrowie i szczęście. Nie chcę marnować życia, poświęcając je jednej rzeczy - tłumaczyła na łamach "Przeglądu Sportowego". Po długich namowach dała się jednak przekonać i pojechała z reprezentacją na igrzyska do Pekinu.

Odmowa gry stała się też gorącym tematem w kadrze mężczyzn - wystarczy przypomnieć przypadki Grzegorza Szymańskiego i Mariusza Wlazłego. Po przegranym turnieju w Izmirze, na który ten pierwszy nie pojechał, ówczesny selekcjoner Raul Lozano ogłosił nawet, że nigdy więcej go nie powoła, bo ten nie szanuje ducha drużyny. Tymczasem siatkarz długo nie mógł wrócić do zdrowia. Rezonans magnetyczny wykazał, że ma przepuklinę i ucisk na nerw powoduje ból.

Ostatnio reprezentacyjną karierę zawiesił m.in. kapitan naszych wicemistrzów świata w piłce ręcznej Grzegorz Tkaczyk. - Potrzebuję przerwy. Mój organizm coraz głośniej mówi "nie". Mam coraz więcej kontuzji, na razie drobnych, ale przy dotychczasowych obciążeniach poważny uraz byłby kwestią czasu - przekonywał na łamach "Przeglądu Sportowego", zapowiadając jednak, że jeszcze wróci do kadry.

- Mam dość, jestem zmęczony, zajechany i nie mogę już patrzeć na piłkę ręczną - wypalił w rozmowie z dziennikarzem "PS" Karol Bielecki, partner Tkaczyka z reprezentacji oraz niemieckiego Rhein-Neckar Loewen i na zgrupowanie kadry nie przyjechał.

Kadra albo kara?

Czy w takich sytuacjach pozostaje jedynie zaakceptować decyzję zawodnika czy też zobowiązać go do gry grożąc karami? W ustawie o sporcie kwalifikowanym został zapisany obowiązek reprezentowania kraju, ale to martwy paragraf, bo ustawa nie przewiduje żadnych kar. Zazwyczaj selekcjonerom reprezentacji odmawiają sportowcy, którzy w kadrze już zaistnieli. Zwolennicy karania twierdzą, że to właśnie dzięki grze w kadrze zawodnicy mogą teraz liczyć na wysokie kontrakty w klubach. To właśnie w niej wypromowali się, więc również z tego względu są jej dłużnikami.

Przeciwnicy przypominają maksymę: "z niewolnika nie ma pracownika". Tego samego zdania jest Witold Roman, niegdyś świetny siatkarz, a obecnie menedżer naszej reprezentacji. - Karanie nie zlikwiduje problemu, bo zawodnicy zawsze mogą uciec w kontuzję i przedstawić opinię lekarza - stwierdził były etatowy reprezentant Polski.

Są dyscypliny, w których reprezentowanie Polski oznacza spędzanie ponad dwustu dni poza domem. Sportowcy tęsknią, walczą sami z sobą, ale robią swoje również dlatego, że sukces na mistrzostwach świata czy igrzyskach jest na wagę stypendium, za które można utrzymać rodzinę.

Takich problemów nie mają siatkarze czy szczypiorniści, bo w klubach mogą liczyć na niezłe pieniądze. Nie zmienia to jednak faktu, że w ich dyscyplinach reprezentowanie Polski oznacza o wiele większe wyrzeczenia niż choćby w przypadku futbolistów. - Od kwietnia do końca igrzysk, czyli do końca sierpnia reprezentanci mogli spędzić w domu góra pięć dni - wylicza Witold Roman. - Trudno więc dziwić się, że w pewnym momencie następuje zmęczenie materiału. Dlatego duże znaczenie ma trener. Powinien wyczuć, że trzeba trochę odpuścić, czy też pozwolić zawodnikom spotkać się z bliskimi.

Zrezygnował z 600 tysięcy euro!

Wiele wskazuje, że lista sportowców, którzy odmówili reprezentacji będzie wydłużać się. Po pierwsze kalendarze klubowych imprez w większości dyscyplin są już napięte do granic. Zawodnicy mają prawo czuć się wypruci, podobnie jak mają prawo do regeneracji. Po drugie dysproporcja pomiędzy zarobkami w klubach a premiami za grę w kadrze wciąż rośnie na niekorzyść tych drugich. Przed niedawnym turniejem przedkwalifikacyjnym do igrzysk w Vancouver jeden z hokeistów odmówił selekcjonerowi, ponieważ między treningami zajmuje się swoim dzieckiem i jadąc na zgrupowanie musiałby wydać więcej na opiekunkę niż zarobiłby za grę dla Polski.

Tym, którzy noszą się z podobną decyzją warto przypomnieć historię Bartosza Kizierowskiego. Nasz świetny pływak tuż po mistrzostwa świata w Montrealu, gdzie zdobył medal, odebrał telefon od przedstawiciela federacji Kataru z propozycją startów w barwach tego państwa. Oczywiście nie za darmo. Za trzy lata oferowano Bartkowi 600 tysięcy euro i to bez względu na wyniki. Odmówił. - Nie ma nic ważniejszego niż orzełek na reprezentacyjnym dresie - jednym zdaniem wytłumaczył swoją decyzję.

źródło informacji: INTERIA.PL

Mirosław Ząbkiewicz

Oceń artykuł
Uwaga: Właściciele serwisu nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za sposób w jaki są używane artykuły, bądź podejmowane decyzje na ich podstawie.

Jeżeli lubisz ten artykuł to pomóż nam go rozpowszechnić:

  • Umieść na NK
  • Wykop to
  • Umieść na Flakerze
  • Umieść na GG
Komentarze (0)

Artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Bądź pierwszy!

Dodaj komentarz

Przepisz kod*

Nazwa użytkownika:*

Treść komentarza:*

angry Mr. Green not happy Wink Rolling Eyes Crying or Very sad Embarassed Razz Laughing n n n n n n n n

Reklama ogólnosieciowa