Reklama ogólnosieciowa
Każdy elektryk musi mieć co najmniej półroczne doświadczenie i odpowiednie wykształcenie. Znajomość języka jest sprawą drugorzędną.
ELEKTRYK PO ANGIELSKURobert zawód elektryka wybrał nieprzypadkowo, zagadnienia z tej dziedziny interesowały go już od szkoły podstawowej. Obecnie ma 31 lat, wykształcenie wyższe techniczne i świetnie sobie radzi w Polsce. Jednak, aby przekonać się jak praca elektryka wygląda za granicą i zarobić trochę pieniędzy, dwa lata temu wyjechał do Anglii. Pracował tam przez półtora roku, wykonując zlecenia dla firm i osób prywatnych. Pobyt w Londynie wspomina bardzo dobrze. Poszukiwania pracy rozpocząłem na miejscu. W prasie zamieszczane są ogłoszenia specjalnie dla Polaków - mówi. Kiedy znajdzie się pierwszą pracę, potem jest o wiele łatwiej. Najlepiej nawiązać kontakt bezpośrednio z Anglikami, którzy płacą zdecydowanie więcej niż Polacy. Pomimo słabej znajomości języka angielskiego Robert znalazł pracę u angielskiego pracodawcy stosunkowo szybko. Brytyjczycy nie wymagają od fachowców znajomości języka, rzadko też trzeba wykazać się odpowiednim dyplomem. Wystarczy zapewnienie pracownika, którego kwalifikacje są weryfikowane w trakcie zleceń. – Jeśli ktoś jest dobrym elektrykiem nie potrzebuje żadnych papierów, twoje umiejętności i tak zostaną szybko sprawdzone - podkreśla Robert.
Reklama ogólnosieciowa
PŁACA I PRACA
W Anglii elektrycy zarabiają bardzo dobrze. Jeśli pracuje się u Polaków średnia płaca wynosi około 1500 funtów miesięcznie. Natomiast Anglicy za dobrze wykonane zlecenia zapłacą nawet 5000 funtów za miesiąc. Czasami trafi się super okazja i można zarobić w jeden dzień nawet 500 funtów. W Wielkiej Brytanii nadal brakuje dobrych fachowców od elektryki', hydrauliki, budowlańców. Polacy wykonują swoją pracę dokładnie i szybko, dlatego popyt na pracowników z naszego kraju nie słabnie. Pracowałem zwykle 12 godzin dziennie, łącznie z sobotami i niedzielami
mówi Robert. - Jednak czasami nie było pracy i wtedy nie miałem żadnych zleceń nawet przez dwa tygodnie. Zwykły dzień pracy zaczynał się od pobudki o siódmej rano, potem szybkie śniadanie i koniecznie puszka redbulla. Dojazd do pracy oddalonej o 40 km zajmował zwykle godzinę.
Pracowaliśmy do siedemnastej przy montażu instalacji elektrycznych albo usuwając usterki po tak zwanych „fachowcach" (najlepiej płatne) - opowiada Robert. Do dwudziestej trwały ciche prace porządkowe. Późnym wieczorem wracali do domu. Nie było jednak powodów do narzekań, bo klienci byli zadowoleni z ich pracy, a pensje satysfakcjonujące.
Anna Wrzesińska
Artykuł pochodzi z:
„Praca i życie za granicą”
Dodaj komentarz
Wybór opcji:
Publikuj bez rejestracji (akceptuje regulamin)
Nowy użytkownik - załóż konto (rejestracja w 20 sekund!)
Zarejestrowany użytkownik - zaloguj się