Reklama ogólnosieciowa

Infolinia.org -> Prasa Polonijna -> Wyrzuceni na brzeg

Wyrzuceni na brzeg

2009-03-30 13:24:11

Nad rzeką przepływającą przez Lincoln powstało obozowisko bezdomnych imigrantów. Część z nich to Polacy

W prasie podniósł się szum, że to ofiary credit crunch. Rzeczywiście, ci ludzie zamieszkali w namiotach na brzegu, bo nie byli w stanie znaleźć pracy.  Od tego zaczyna się zjazd po równi pochyłej.

Krzaki nad rzeką w pobliżu starej siłowni wydawały się najlepszym miejscem. Mało kto tu zagląda. Dopóki było gęsto, nic praktycznie nie było widać. Jednak z czasem coraz więcej gałęzi szło na opał. W dodatku na ziemię opadły resztki liści. W pewnym momencie namioty stały się widoczne jak na dłoni. Lincoln to nie Londyn, gdzie ludzie po tobie przejdą, kiedy leżysz na ulicy. Tutaj społeczeństwo nie jest takie obojętne. Mieszkańcy dzwonią do urzędu miasta albo idą do polskiego sklepu i mówią: „Jeden z waszych tam leży”. Nie trzeba więc było długo czekać, żeby wokół namiotów nad rzeką zaczął się robić szum. W lokalnej prasie ukazał się artykuł „Out of work Poles forced to live in tents” (Polacy bez pracy zmuszeni do życia w namiotach). Zaraz obok zdjęcie. Gołe, bezlistne krzaki, błotnista, szara ścieżka, w głębi szarobury namiot. Na gałęziach wiszą plastikowe reklamówki z prowiantem. Jeszcze tego samego dnia pod tekstem zamieszczonym na stronie internetowej gazety pojawiły się komentarze mieszkańców Lincoln. „To żadne ofiary credit crunch. Te namioty stoją tam od dawna. Widzę tych  ludzi od dłuższego czasu i oni wcale nie szukają pracy. Głównie spędzają czas na piciu i kradzieżach” – pisze osoba ukrywająca się pod pseudonimem Arbolover.

Reklama ogólnosieciowa

 


Osądzić najłatwiej


- To nie jest tak, że wszyscy ci bezdomni są alkoholikami czy narkomanami. Taka opinia jest dla tych ludzi niezwykle krzywdząca – mówi Marysia, która pracuje dla brytyjskiej organizacji charytatywnej i ma z bezdomnymi imigrantami bezpośredni kontakt. Jej zdaniem większość z nich jeszcze do niedawna jako tako sobie radziła. Niestety, jeśli chodzi o zatrudnienie, w Lincolnshire jest ostatnio coraz gorzej. Lokalna gospodarka opiera się w większości na rolnictwie, a w tej branży pracuje się sezonowo. Praca kończy się w listopadzie i wtedy trzeba sobie szukać innego zajęcia. - Do tej pory można było popracować dwa tygodnie i dało się za tę jedną pensję przeżyć jakiś czas. Teraz sytuacja jest na tyle zła, że nie można już sobie tak łatwo znaleźć dorywczej pracy – mówi Marysia.

Niedawno jeden z nielicznych niezwiązanych z rolnictwem lokalnych pracodawców, fabryka okien, musiała zwolnić 50 pracowników. Lincoln to niewielka społeczność i takie cięcia są w mieście odczuwalne. W dodatku wiadomo, że jeśli są zwolnienia, to na pierwszy ogień idą ci z agencji. A pracownicy agencji to przede wszystkim imigranci. - Jeśli ktoś żyje z dnia na dzień i całe jego oszczędności nie przekraczają 30 funtów, to brak pracy może się szybko źle skończyć – dodaje.

Na równi pochyłej


Temu kto już znalazł się w takiej sytuacji, zazwyczaj trudno jest wrócić do normalnego życia. - Nie mają adresu, nie mają telefonów. Telefon to jest pierwsza rzecz, którą się w takiej sytuacji zastawia. Zresztą jeśli się mieszka w namiocie, to i tak nie ma gdzie naładować baterii. W dodatku ci ludzie przecież nie mają szans, żeby się gdziekolwiek wykąpać i są po prostu brudni – tłumaczy Polka.

Człowiek, który raz się znalazł na ulicy, wsiąka w nią niczym w ruchome piaski. Bezdomność to nie tylko brak dachu nad głową. To stan umysłu. Nawet jeśli mieszkańcy namiotów nie byli alkoholikami w chwili, gdy w nich zamieszkali, powoli się nimi stają. Sajder nie jest drogi i te dwa funty na butelkę zawsze się jakoś znajdzie. - Jak się mieszka nad rzeką w błocie i szczury chodzą po człowieku, to nie ma rady, trzeba się napić – mówią bezdomni.

Organizacja, dla której pracuje Marysia, nie chce się w sprawę ludzi znad rzeki mieszać. Centrala w Londynie zastrzegła, że nie chce być wymieniona z nazwy, a jej pracownica także ma pozostać anonimowa.

Tymczasem losem mieszkańców namiotowego osiedla zainteresowała się polska Barka UK. Liderzy Barki działają w kilku londyńskich dzielnicach i niosą pomoc polskim emigrantom, którym z różnych przyczyn powinęła się noga. Powstał nawet pomysł wyjazdu do Lincoln i zbadania na miejscu, jak poważna jest sytuacja. Niestety, szybko przyszło otrzeźwienie.

- Dopóki dostawaliśmy dotacje od polskiego Senatu, mogliśmy jeździć po całym UK. W tym roku nie dostaliśmy od polskich władz ani złotówki i zmuszeni jesteśmy ograniczyć naszą działalność do Londynu – żali się Ewa Sadowska.

* * *

Ostatnio miasteczko namiotowe nad rzeką w Lincoln trochę się przerzedziło. Po ulewnych deszczach podniósł się poziom wody, więc część jego mieszkańców się wyniosła i zajęła opuszczony budynek. Na brzegu wciąż jeszcze pozostało kilka osób, jednak nadchodzi wiosna, na krzakach niedługo pojawią się liście i znowu nie będzie nic widać.

 

Artykuł pochodzi z:
Oceń artykuł
(głosów: 4, średnia ocena: 4,3)
Uwaga: Właściciele serwisu nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za sposób w jaki są używane artykuły, bądź podejmowane decyzje na ich podstawie.

Jeżeli lubisz ten artykuł to pomóż nam go rozpowszechnić:

  • Umieść na NK
  • Wykop to
  • Umieść na Flakerze
  • Umieść na GG
Komentarze (0)

Artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Bądź pierwszy!

Dodaj komentarz

Przepisz kod*

Nazwa użytkownika:*

Treść komentarza:*

angry Mr. Green not happy Wink Rolling Eyes Crying or Very sad Embarassed Razz Laughing n n n n n n n n

Reklama ogólnosieciowa